Rosjanie nie potwierdzają na razie informacji, że dowiercili się do antarktycznego jeziora Wostok, odciętego od świata miliony lat temu. Jak podkreśla szef ekipy badawczej Walerij Łukin, trwa jeszcze analiza danych z czujników monitorujących odwiert. Jeśli jednak doniesienia znajdą potwierdzenie w obliczeniach, byłby to przełom w światowej nauce.

REKLAMA

Ogromny entuzjazm wywołały wcześniejsze informacje agencji RIA Novosti, która - powołując się na anonimowe źródło - podała, że rosyjscy naukowcy dowiercili się wreszcie do jeziora, schowanego pod warstwą lodu o grubości około 3750 metrów. Zapał ten ostudził jednak szef rosyjskiej ekspedycji Walerij Łukin. W wypowiedzi dla serwisu nature.com zastrzegł, że dane pochodzące z czujników monitorujących wiercenia nie zostały jeszcze do końca przeanalizowane. Dopiero mając w ręku ich wyniki będę mógł ogłosić, że dostaliśmy się do jeziora Wostok - powiedział.

Sprawdzenia wymaga choćby informacja na temat dokładnej grubości przewierconego lodu oraz poziomu płynów w odwiercie. Dopiero wtedy naukowcy będą mogli potwierdzić, że dowiercili się do jeziora. Jest szansa, że obliczenia zostaną wykonane już w środę. Kiedy zyskamy oficjalne potwierdzenie, informację od razu przekażemy międzynarodowej społeczności - zapewnił Łukin.

Większość zespołu biorącego udział w wierceniach opuściła już stację Wostok i poleciała na pokład rosyjskiego lodołamacza Akademik Fiodorow. Na miejscu zostało tylko dwóch członków załogi, którzy pilnują odwiertu.

Ukryte pod prawie czterokilometrową warstwą lodu jezioro Wostok jest unikalnym ekosystemem wodnym, który przez miliony lat był odizolowany od atmosfery i biosfery powierzchniowej. Badania rdzenia lodowego i samego jeziora mają ogromne znaczenie dla stworzenia scenariusza zmian klimatycznych, do których dojdzie w najbliższym tysiącleciu.

Podczas jednej z konferencji w Petersburgu Łukin informował, że na dnie podlodowego jeziora Wostok na Antarktydzie mogą lub mogły istnieć gorące źródła. W próbkach lodu znaleziono trzy molekuły DNA bakterii termofilnych. Takie same bakterie były wykryte wcześniej w gorących źródłach w amerykańskim Parku Narodowym Yellowstone, na północnych wyspach Japonii i w podwodnych kominach hydrotermalnych Grzbietu Śródatlantyckiego - mówił Łukin.

Jak zaznaczył, bakterie te żyją w temperaturze przekraczającej 60 stopni Celsjusza. Świadczy to o tym, że na dnie jeziora istnieje aktywność geotermalna. Kiedyś, być może dawno, miały miejsce silne wytryski wody, które docierały do górnych pokryw lodu i tam zamarzały - wyjaśnił.