Studencki Politechniki Wrocławskiej budują pierwszy w Polsce, elektryczny samochód do driftu – kontrolowanego poślizgu. Koszt projektu sięga blisko ćwierć miliona złotych. Auto napędzane będzie dwoma silnikami elektrycznymi. Każdy o mocy 100 kilowatów.

REKLAMA

Szukaliśmy nowego wyzwania - mówi prezes Koła Naukowego Robotów Mobilnych Zbigniew Żelazny. Studenci uważają, że można skonstruować samochód, który będzie się sprawdzał w tej dyscyplinie sportu. W aucie zamontowany zostanie na początek jeden silnik o mocy 100 kilowatów i momencie obrotowym na poziomie 350 niutonometrów. Docelowo w aucie będą dwa takie silniki, każdy będzie zasilał jedno koło tylnej osi.

To będzie moc koło 150 koni mechanicznych, ale samochód będzie dość lekki, poniżej tysiąca kilogramów. Moc nie będzie duża, ale moment napędowy będziemy mieli już od pierwszej sekundy wjechania na tor. Myślę, że samochód będzie efektownie wjeżdżał w poślizgi - mówi Żelazny.

Studenci budują swój samochód w oparciu o konstrukcję tradycyjnego auta. Pojazd rozłożony został na części i po złożeniu tylko w piętnastu procentach ma przypominać swój pierwowzór. Poza wymianą silnika i układu napędowego, w aucie pojawiła się klatka bezpieczeństwa, a elementy karoserii będą wykonane z lekkiego tworzywa.

Elektryczny napęd ma pozwolić na blisko 30 minut driftu. Auto ładowane będzie ze zwykłego gniazdka. Nie będzie wydawało charakterystycznych dźwięków, jak auta spalinowe. Studenci przyznają jednak, że rozpędzany silnik elektryczny brzmi jak startująca rakieta. Pracują także nad specjalnym symulatorem odgłosów. W przyszłości auto ma uczestniczyć w zawodach jako auto pokazowe. Realizacja projektu to koszt blisko ćwierć miliona złotych. Studenci szukają pieniędzy u sponsorów. Także w internecie na portalach crowdfundingowych. Auto ma wyjechać na tor jeszcze w tym roku.