Wirusowe zapalenie wątroby wciąż jest ogromnym problemem w Polsce i na świecie. Według specjalistów w naszym kraju może być 700 tysięcy nosicieli tego wirusa. Co gorsza, ponad 90 procent z nich nie wie o tym, że jest zakażona.

REKLAMA

Żółtaczka typu C jest niezwykle niebezpieczna. Co piąty nosiciel może zachorować na marskość wątroby i raka, pozostałym będą dokuczać inne schorzenia. Istnieje także prawdopodobieństwo, że tysiące kobiet z konfliktem serologicznym także mogło zostać zarażonych, bowiem podawano im leki wytwarzane z zarażonej krwi.

Mężczyzna, z którym rozmawiał reporter RMF został zarażony w stacji krwiodawstwa w Kielcach między rokiem 1991 a 1993. Niestety, o tym, że jest nosicielem wirusa dowiedział się dopiero po dwóch latach ze swojej karty. Widniało na niej oznaczenie HCV+. Kiedy pytał co oznacza, usłyszał, że to oznaczenie stacji. Po dwóch latach dowiedział się, że więcej krwi oddawać nie może.

Do dziś nie wiadomo, dlaczego ukrywano chorobę przed zarażonym. Faktem jest, że takich osób było w Kielcach co najmniej kilka. Od wszystkich, mimo że wiedziano że są zarażeni, nadal pobierano krew, która trafiała następnie do Warszawy do produkcji immunoglobulin podawanych kobietom w ciąży z konfliktem serologicznym.

Uważano wtedy, że wirus niszczony jest podczas produkcji leku. Dziś wiemy, że w zaschniętej kropli krwi może przetrwać nawet 5 lat, a do zakażenia wystarczy zaledwie 0,00005 ml. Tyle zmieści się na główce od szpilki po ukłuciu. Jak wygląda życie zarażonych posłuchaj w relacji reportera RMF Pawła Świądra:

Dotychczas nie stworzono szczepionki na wirusowe zapalenie wątroby typu C. Leczenie w Polsce jest bardzo drogie - w zależności od preparatu kosztuje od 60 do 120 tysięcy rocznie.

13:00