Pożegnanie z prezydenturą bywa bolesne. Przekonali się o tym Amerykanie, kiedy 5 lat temu administracja Busha rzucała oskarżenia przeciwko urzędnikom ustępującej ekipy Clintona.

Oskarżono ich między innymi o dewastację pomieszczeń biurowych. Mówiło się o obscenicznych napisach na ścianach i powyrywanych literach „W” z klawiatur. Awantura napsuła nieco krwi, bowiem to co zapewne na początku miało być tylko żartem, okazało się skoordynowaną akcją, która podobno kosztowała amerykańskich podatników ćwierć miliona dolarów.

Urzędnicy ekipy Clintona usunęli z kilkuset klawiatur komputerów klawisze „W” o tyle ważne, że służące do wpisywania nazw stron internetowych. Miało to związek z inicjałem drugiego imienia prezydenta George’a W. Busha nazywanego często „W”. Republikanie byli bardzo oburzeni i nie ukrywali, że uznają incydent za kolejny dowód skłonności Demokratów do marnowania publicznych pieniędzy. Klawiatury wymieniono i „W” rządzi do dziś.