Film "Mój rower" w reżyserii Piotra Trzaskalskiego miał dziś premierę na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. Twórca słynnego i nagradzanego "Ediego" tym razem przeniósł na ekran historię trzech skłóconych mężczyzn z tej samej rodziny. Najstarszego z nich, 70-letniego Włodka opuściła żona. Mężczyźni próbują jej szukać, a w trakcie wspólnej podróży odkrywają jak wiele ich łączy. "Rower, który moi bohaterowie przekazują sobie z pokolenia na pokolenie jest rodzajem inicjacji. Takim pasowaniem na rycerza" - powiedział w rozmowie z reporterką RMF FM Katarzyną Sobiechowską-Szuchtą Piotr Trzaskalski. Film wejdzie do kin w listopadzie tego roku. W Gdyni startuje w Konkursie Głównym, walcząc o Złote Lwy.

REKLAMA

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: Opowiada pan historię trzech facetów: dziadka, ojca, syna. Oni wszyscy szukają jednej kobiety.

Piotr Trzaskalski: To jest trochę tak, że trzej mężczyźni szukają jednej kobiety, ale nie chodzi im o to, żeby ją znaleźć, tylko żeby znaleźć siebie. Ona jest takim rodzajem katalizatora - nie bierze udziału w reakcji, ale ją zaczyna. Zniknięcie 70-letniej kobiety, jej odejście od 70-letniego mężczyzny to nie jest zwykłe odejście, to jest wstrząs tektoniczny, koniec. Tak się zaczyna film. Po czym ci mężczyźni w podróży, poszukując tejże starszej pani, zaczynają się coraz bardziej do siebie może nie zbliżać, ale coraz bardziej się ze sobą komunikować. O zbliżeniu tutaj nie ma do końca mowy, natomiast na pewno się kłócą. Kłócąc się, spierając, wyrzucając sobie swoje grzechy z przeszłości powolutku odkrywają, jak bardzo są do siebie podobni. Tytułowy "Mój Rower", który jeden przekazuje drugiemu, a drugi trzeciemu, jest symbolem podobieństwa.

Miał pan taki rower w dzieciństwie?

Oczywiście, tylko nie nazywał się "Bobo" a "Żabka". Nastąpiło drobne przekłamanie historyczne.

Czy ten rower jest takim symbolem wejścia w dorosłość?

Tak, to jest symbol inicjacji, pasowanie na rycerza.

Michał Urbaniak fantastycznie zagrał główną rolę. Jak to się w ogóle stało, że namówił pan jazzmana, muzyka, człowieka, który pokazuje swoją duszę za pomocą grania na instrumencie, by użył swojego innego instrumentu: ciała i emocji?

Ja po prostu zobaczyłem Michała w łódzkiej Manufakturze jak pił sobie kawkę. Postanowiłem wtedy, że skończyłem casting na postać dziadka. Miał zagrać ktoś zupełnie inny, mieli zagrać aktorzy całkowicie zawodowi, natomiast zagrało dwóch amatorów i jeden zawodowiec. Artur (Żmijewski - przyp. red.) jest jedynym zawodowcem w tym gronie. No i Witold Dębicki oczywiście, ale mówię o tych głównych trzech postaciach. Wybór padł dlatego, że Michał jest Włodkiem.

Mówi, że bardzo dużo Włodka jest w nim i mógłby mieć takiego kumpla.

To, co go łączy z Włodkiem na pewno, to heroiczny sposób walki ze śmiercią. Wszyscy żyjemy ku śmierci, to nie jest nic nowego. Wszyscy kiedyś umrzemy. Chodzi o to, jak.