Internetowa biblioteka w Google dzieli. Czytelnicy są zadowoleni, bo po co wydawać pieniądze w księgarni, skoro za darmo można czytać w sieci. Ale pełni obaw są autorzy i właściciele praw autorskich. Amerykańska firma może na przykład zeskanować książkę polskiego autora, która znajduje się w zbiorach biblioteki w USA.

REKLAMA

Oficjalnie firma umożliwia dostęp do unikalnych pozycji przechowywanych w zakamarkach bibliotek. Nie da się jednak ukryć, że będzie na tym zarabiać. Bo choć udostępniający i czytający w Internecie za to nie płacą, to tuż obok wyników wyszukiwania zawsze pojawią się reklamy dopasowane tekstowo, kontekstowo do tego, co wyświetla się na stronie - przyznaje Marta Jóźwiak z Google Polska.

Wydawców i autorów niepokoi fakt, że firma może całkowicie zmonopolizować dostęp przez Internet do milionów pozycji. Wiele z nich może pozyskać za darmo, bo jeśli nie wiadomo, kto jest właścicielem praw autorskich do jakiejś książki, a do wtorku nikt w tej sprawie nie zaprotestuje, firma uzna, że może ją zeskanować. Musi się tylko na to zgodzić amerykański sąd.

Tylko do wtorku amerykański sąd przedłużył właścicielom praw autorskich termin, w którym mogą dogadać się z Google.