Wiem, co umiesz robić, teraz zajmiemy się tym, czego jeszcze nie potrafisz! Tymi słowami Krzysztof Kieślowski rozpoczął pracę z francuską aktorką Irene Jacob nad "Podwójnym życiem Weroniki". Rezultat: za tytułową rolę w tym filmie, "Irenka" - bo tak nazywał ją reżyser - dostała nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes.

REKLAMA

Dziś w 10. rocznicę śmierci Krzysztofa Kieślowskiego, jednego z najwybitniejszych polskich reżyserów; uznanego i docenionego nie tylko w kraju, ale i za granicą, z Irene Jacob – jego francuską muzą – rozmawiał nasz paryski korespondent Marek Gładysz.

RMF: Jaki wizerunek Kieślowskiego zachowała pani w pamięci?

Irene Jacob: Jego niezwykła osobowość bardzo silnie na wszystkich oddziaływała. Był bardzo uważny, miał wielki dar obserwacji - a jednocześnie biła od niego pewna tkliwość, nigdy nie był cyniczny. Zaskakiwał swoim oryginalnym sposobem myślenia. Kiedy go o coś pytałam, odpowiedź nigdy nie była taka, jakiej się spodziewałam. Uwielbiałam jego gesty, kiedy się nad czymś zastanawiał: podnoszenie okularów, przecieranie oczu, chodzenie tam i z powrotem z papierosem w ręku, uśmiechanie się półgębkiem. Był naprawdę człowiekiem pełnym uroku.

RMF: Co dzisiaj mówi się o Kieślowskim we francuskich środowiskach filmowych?

Irene Jacob: To, co mówiło się wcześniej o znanym francuskim pieśniarzu i poecie - George'u Brassensie: stawiał pytania, choć nie wierzył, że na wszystkie można znaleźć odpowiedzi. To dobrze do niego pasuje...

RMF: Sam Kieślowski mówił, że wymagał od aktorów zawsze coraz więcej. Czuła pani tę presję?

Irene Jacob: To prawda, że był bardzo wymagający, ale nie wymagał rzeczy niemożliwych. Był bardzo precyzyjny. Oczekiwał ode mnie propozycji, ale często grzecznie - jednym słowem - je odrzucał. Czasami ostrzegał - pamiętam to słowo po polsku - że jestem "wymyślona". Znaczyło to, że nie gram tak, jak chce, że - w cudzysłowie - "udaję", zamiast grać. Do dzisiaj dźwięczy mi w uszach pytanie: "Dlaczego jesteś taka wymyślona?"

RMF: W czasie kręcenia kucał, kładł się na ziemi, zamierał bez ruchu w dziwnych pozycjach?

Irene Jacob: Taką miał naturę. Dzięki temu zawsze miał kamerzystę czy aktorów na wyciągnięcie ręki. Dawał mi np. sygnał, żebym wstała czy zaczęła mówić, dotykając mojego ramienia. Był w ciągłym ruchu w czasie kręcenia: dawał nam znaki - jak dyrygent - żebyśmy zwolnili czy przyspieszyli tempo. Jego fizyczna bliskość była bardzo dopingująca.

RMF: I jeszcze jedno pytanie o pracę na planie. Może bardziej przewrotne. Robiliście przerwy obiadowe?

Irene Jacob: Robiliśmy, ale doprowadzało go to do szewskiej pasji. Kiedy zaczęliśmy kręcić we Francji, po prostu nie rozumiał, jak można tracić tyle czasu. Nawet ja przestałam w końcu jadać obiady! Korzystałam z przerwy, żeby odpocząć.

RMF: A lubił francuską kuchnię?

Irene Jacob: Mam wrażenie, że zdecydowanie wolał polską kuchnię! Lubił zresztą częstować mnie polskimi daniami. Pamiętam szczególnie barszcz, leniwe pierożki i zupę mleczną, do której przyzwyczaił się chyba w czasach studenckich.

Fot. Kadr z filmu „Podwójne życie Weroniki”