Po ogłoszeniu raportu wpływów z amerykańskich kin w ciągu ostatniego
weekendu nieoczekiwanie zamiast o "Titanicu" - który wciąż przewodzi -
najwięcej w Stanach mówi sie o filmie z drugiego miejsca box office'u,
o filmie, który ustąpił produkcji Camerona zaledwie o niecałe trzy
miliony dolarów. I nie chodzi wcale o jakąś nowa superprodukcję, tylko
o znany od 20 lat musical "Grease" z Olivią Newton-John i Johnem
Travoltą. Co ciekawe, w odróżnieniu od innych wersji reżyserskich
poszerzanych o nowe sceny "Grease" powróciło na ekrany w formie
niezmienionej. Jedyną poprawką, jakiej dokonano, było podczyszczenie
dźwięku. Sukces odgrzewanej premiery zaskoczył wszystkich - poza Olivią
Newton-John
dźwięk
- To nie jest żaden comeback - oto sekret sukcesu. Ten film po prostu nigdy nie został zapomniany. W ciągu tych lat niemal codziennie, w każdym miejscu świata gdzie byłam słyszałam od ludzi, że pamietają, że oglądają to ich dzieci, że mają
płytę. Upływ czasu nie był więc tak niebezpieczny - tłumaczy.
Zdaniem Travolty sprawa jest prosta.
- Film mówi o poszukiwaniu miłości, taki temat się nie zestarzeje.
Nie chce juz więcej komentować, bo jest zajęty promocją filmu "Primary Colors". Tymczasem krytycy podkreślają fakt, że teraz, po latach, "Grease" sprzedaje się prawie tak dobrze, jak w 1978 roku po premierze. Jeśli idzie o uznanie
branży, to owszem "Grease" nominowano wówczas do Oskara i "Złotego
Globu" - do tego ostatniego nawet w 4 kategoriach, ale na tym się skończyło. A tak ciekawostkowo jeszcze - w Hiszpanii przed laty wyświetlano "Grease" pod tytułem "Brylantyna-Brylantyna", a w Wenezueli jako "Wazelina-Wazelina". Czy w Polsce znajdzie sie odważny by nie tylko powalczyć z przekładem, ale i jeszcze raz wprowadzić Grease do kin?