Był buntownikiem, niepokornym rockmanem, jednym z twórców wielkiego sukcesu "Czerwonych Gitar". Zmarł tragicznie w wieku zaledwie 34 lat. Dziś mija 70 lat od dnia, w którym urodził się Krzysztof Klenczon.

REKLAMA

Klenczon był synem ukrywającego się po wojnie żołnierza Armii Krajowej. To jemu poświęcił "Biały krzyż" - jeden ze swoich najsłynniejszych przebojów. Dzieciństwo pełne niepokoju ukształtowało trudny, buntowniczy charakter przyszłego muzyka.

Pierwszym artystycznym osiągnięciem Klenczona było zdobycie nagrody na Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie w 1962 roku. To właśnie po szczecińskim konkursie został dostrzeżony przez "Niebiesko-Czarnych". Do współpracy z tym zespołem zaprosił młodego artystę ojciec polskiego rock'n'rolla Franciszek Walicki.

Klenczon występował w "Niebiesko-Czarnych" do 1964 r. Był kompozytorem i gitarzystą. To z nimi odnosił pierwsze poważne sukcesy. Z "Niebiesko-Czarnych" trafił do grupy "Pięciolinie", która po pół roku przekształciła się w "Czerwone Gitary".

To właśnie Krzysztof Klenczon skomponował wiele przebojów "Czerwonych Gitar", m.in.: "Taka jak ty", "Historia jednej znajomości", "Nikt na świecie nie wie", "Biały krzyż", "Wróćmy na jeziora", "Kwiaty we włosach", "Powiedz stary, gdzieś ty był", "Jesień idzie przez park". Po kilku latach sukcesów w zespole rozwinął się poważny konflikt. Jego powodem była różnica charakterów Klenczona i Seweryna Krajewskiego - dwóch filarów "Czerwonych Gitar". Pierwszy chciał ciągnąć zespół w stronę rock'n'rollowego brzmienia, a drugi stawiał na liryczne, nastrojowe piosenki. Problematyczną sytuację rozstrzygnięto przez głosowanie. Członkowie zespołu stwierdzili, że nie ma w nim już miejsca dla Klenczona.

Po rozstaniu z Czerwonymi Gitarami kompozytor "Białego krzyża" powołał do życia "Trzy Korony". Do historii polskiej muzyki przeszedł w zasadzie tylko debiut zespołu "Krzysztof Klenczon i Trzy Korony" (1971) z takimi przebojami, jak "10 w skali Beauforta", "Nie przejdziemy do historii", "Port". Po rozstaniu z "Czerwonymi Gitarami" Klenczon nie umiał znaleźć swojego miejsca na polskiej scenie muzycznej. Pożegnał się z nią w 1972 r. Wraz z rodziną wyemigrował do USA. Próbował zaistnieć na tamtejszym rynku muzycznym, ale jego próby skończyły one całkowitą porażką.

25 lutego 1981 roku Klenczon wraz z żoną wracał z koncertu charytatywnego w Chicago. W ich samochód uderzył pijany kierowca. Ciężko ranny muzyk trafił do szpitala w Chicago, gdzie po 40 dniach zmarł. Pozostaje wciąż żywy w pamięci fanów.