„Nasza polska "Ida" pokazuje skromny wycinek Europy Środkowej” – mówi w rozmowie z RMF FM krytyk filmowy Wiesław Kot. Jednak jak podkreśla, „dziś na tapecie jest Rosja”. Jego zdaniem, sam fakt, że „Ida” zaszła tak daleko, jest ogromną premią.

Adam Górczewski RMF FM: Zaskoczony pan jest?

Wiesław Kot, krytyk filmowy: Nie, w tym roku nie było żadnych zaskoczeń. Film "Boyhood" został nagrodzony słusznie i zgodnie z przewidywaniami. Jest to amerykańska historia chłopca w wieku od lat 5 do 18, kręcona cyklicznie co roku przez lat 11. Czy jego życiorys zbiega się w jakąś sensowną całość? Otóż nie! Migają tam jakieś kwestie damsko-męskie, czy chłopięco-dziewczęce, pojawia się w tle Britney Spears, ktoś tam czyta Harrego Pottera, zjawia się Barack Obama na ekranie telewizora i ten chłopiec, który dojrzewał sobie na amerykańskiej prowincji, wreszcie ma w kieszeni stypendium i wyjedzie na uczelnię się kształcić oraz rozwijać amerykański styl życia. Ale żaden kierunek się z tego nie wysnuwa, żadna myśl przewodnia z tego dzieciństwa nie wynika. Jest to raczej jedno wielkie grzęzawisko, w którym nie wiadomo co ważne, co nieważne, co należałoby utrzymać i pamiętać, a co można machnąć ręką. Ot, jeszcze jeden nastolatek, z tym że za tym wszystkim czai się Freud. Mianowicie przekonanie, że wszystko co ważne w życiu ludzkim dzieje się mniej więcej tak do początku okresu dorastania, a potem już tylko kontynuujemy napoczęte wcześniej wątki. Cała dorosłość, starość i śmierć jest właściwie bez znaczenia, wszystko co ważne rozegrało się do momentu, w którym otrzymujemy prawo jazdy czy dowód osobisty. Rozumiemy Amerykanów, którzy są zakochani we własnym stylu życia, uwielbiają go nicować i analizować na wszelkie możliwe sposoby i narzucają te sugestie całemu światu przyznając a to Globy, a to Oscary, a może jeszcze jakaś BAFTA, czy Złota Palma się trafi.

"Lewiatan" pokonał "Idę"...

"Lewiatan" pokonał "Idę" i to nie jest żadne zaskoczenie! Nasza polska "Ida" pokazuje skromny wycinek Europy Środkowej z czasów okupacji w sposób krystaliczny, czysty i przejrzysty, a więc dla przyjęcia przez farmera z Kentucky i to jest ok, ale dzisiaj na tapecie jest Rosja! Ta wielka Rosja! Ta wielka niewiadoma w trakcie kolejnego przepoczwarzania się, a w Rosji w filmie "Lewiatan" jest to, co kiedyś u staruszka Dostojewskiego, który mówił: "W naszej prowincji pewnego dnia pojawił się dziwny człowiek", i z tej prowincji wykwitała cała Rosja z jej otchłannymi problemami. To samo dzieje się w "Lewiatanie". Tam również mały Kola toczy walkę o jakąś drobną sprawę mieszkaniową, gdzieś na bliżej nienazwanej prowincji i okazuje się, że ta drobna gubernialna afera wykwita do wielkiej metafory Rosji. Mały człowieczek walczy z przepotężnym systemem. Carat upadł, komuna upadła, a Rosja w swojej masywności trwa. Nie rońmy łez, nie rozpaczajmy. Sam fakt, że "Ida" dostała się do najbardziej doborowego filmowego towarzystwa tego roku już jest ogromną premią, i nie jest dla nas wielkim dylematem czy "Ida" dostanie Oscara czy nie. Najważniejsze czy my wyciągniemy wnioski z tego, że pewien polski reżyser, kształcony z resztą w Londynie, nauczył nas jak opowiadać zachodowi o Polskich sprawach.

W Polsce istniało takie przekonanie, że "Ida" w tej chwili jest kandydatem do wygrania wszystkiego, czy to jest prztyczek?

Nie, to nie jest upokorzenie. Nikt nas nie pogrążył, nikt nas nie wytarzał. "Ida" zyskała mnóstwo nagród festiwalowych i zyskała mnóstwo nominacji, co jej się chwali, i to są laury zasłużone. Na całym świecie kręci się mnóstwo interesujących filmów, a to w Izraelu - jak wziąć rozwód w państwie wyznaniowym, a to w tej Rosji - jak walczyć z systemem, a to jeszcze gdzie indziej - jak walczyć z dżihadem. My nie jesteśmy pępkiem świata, zwłaszcza, że nie pokazujemy towaru nowego, ale sprawy sprzed 80 lat. Cieszmy się tym co mamy i zwracajmy uwagę na to, że nie jedna ,,Ida'' raz na 20 lat wychynęła z naszego grajdołka, ale na to, że co roku jakaś tam Ida gdzieś się w przedbiegach nie pojawia.

Czy ta decyzja Złotych Globów wpływa w jakikolwiek sposób na decyzje tych, którzy wybierają najlepszy film oscarowy?

Złote Globy wpływają na Oscary, chociaż to jest zupełnie różne grono jurorskie. Złote Globy premiują dziennikarze akredytowani przy Hollywood, którzy de facto nie mają nic do powiedzenia, jeżeli chodzi o opinie na temat filmów amerykańskich i nikt się z nimi nie liczy. Z drugiej strony proszę pamiętać, że jurorzy Amerykańskiej Akademii Filmowej, którzy przydzielają te najważniejsze statuetki, są ludźmi szalenie zajętymi. Oczywiście nie są w stanie obejrzeć tego całego zestawu filmów, który im tam ktoś podsyła, zwłaszcza ze świata. Więc każdy wskazanie, każde wyróżnienie filmu, każde polecenie, każda sytuacja, kiedy ten film z jakichś odmętów się wydobywa i ukazuje, jest dla nich znaczącą wskazówką. To jest wielkie targowisko, cyrk, zakład bukmacherski, w którym można obstawiać pewne typy. Bardzo niewiele ma to z wycieniowania w sensie artystycznym. Poza tym ścierają się tam interesy bardzo wielu firm producenckich. Ogromne pieniądze wchodzą w grę, kariery ludzkie, złamane życiorysy albo wręcz przeciwnie, olśniewające tryumfy, które potem owocują przez następne lata. Proszę pamiętać, że Oscar w swojej wiekowej historii ma o wiele więcej pomyłek niż rzeczy trafionych. Ja przypomnę najbardziej banalne. Oscara nie dostała Greta Garbo za żaden film. Oskara za żaden film nie dostał Charlie Chaplin. Najlepszy bezdyskusyjnie film w historii kina "Obywatel Kane'' dostał za opracowanie literackie tekstu. To tak jakby mu dali za przetarcie szmatką obiektywu do kamery. Ta lista kompromitacji ciągnie się za Oscarem od wielu dziesiątków lat i nie przeceniajmy na litość boską tego targowiska próżności na czerwonym dywanie.

Jednak wyróżnienia dla ,,Idy'' w ostatnim czasie czegoś powinny nas nauczyć?

To, że ,,Ida'' się sprawdziła poza granicami Polski, powinno nas nauczyć, jak opowiadać o polskich problemach w sposób zrozumiały za bliższą, dalszą i najdalszą granicą. To oznacza, że musimy naszą historię upraszczać, okrawać, ociosywać, przycinać, formatować na użytek zagranicznego widza. Więc wniosek jaki płynie z ,,Idy'' dla naszego filmu? Ludzie, bierzmy kartkę papieru. Piszmy i kreślmy, raz, drugi, dziesiąty, pięćdziesiąty, aż ta historia uzyska taki kształt, że on jest czytelny dla widzów ulicy w Nowym Jorku. A tam mieszkają imigranci z Polski, Sri Lanki, Rosji i Wenezueli. I dla nich wszystkich ta fabuła ma być czytelna. Ćwiczmy się w tym.