Na dzisiejszy pokaz prasowy "Miasta'44" szłam z obawami. Że będzie dużo drastycznych scen. Owszem, były. I to naprawdę mocne. Ale wtedy zasłaniałam oczy dłonią. Za to wszystko, co zobaczyłam, było zrealizowane świetnie. W sposób nieoczywisty. Brawo dla Jana Komasy.

Krytykanci znajdą się zawsze. Na konferencji prasowej po dzisiejszym pokazie w kinie w Złotych Tarasach też. Mówiono, że dużo scen erotycznych, że muzyka nie taka, że jakaś sytuacja wydumana, że historycznie to było inaczej....

A ja scen erotycznych w zasadzie nie stwierdzam - jest jedna, raczej poetycka, symboliczna niż rozpasana. Muzyka też wydaje mi się bardzo dobra -  broni się i piosenka Niemena, i elektronika, i klasyczny fortepian, i symfoniczne utwory skomponowane specjalnie dla filmu. Sytuacji wydumanych również nie ma - reżyser wysiedział setki godzin na dokumentacji, w muzeum, rozmawiając z Powstańcami. Wszystko, co jest w scenariuszu, sprawdził, przegadał, przemyślał. Na konferencji mówił, że oddał filmowi osiem lat życia. Nawet mieszkanie kupił w pobliżu Muzeum Powstania Warszawskiego. Ten czas poświęcony na pracę widać na ekranie. 

Widać też staranie, aby w obsadzie znaleźli się piękni ludzie o przedwojennej urodzie. Główny bohater Stefan grany przez Józefa Pawłowskiego ma uczciwość i szlachetność wypisaną na twarzy. Anna Próchniak, młodziutka Zofia Wichłacz - są wiarygodne. To powinna być zachęta dla innych twórców - żeby zatrudniać do filmu mało opatrzonych aktorów. 

Oczywiście, wrażenie robią efekty specjalne i dbałość o szczegół (na planie są autentyczne stroje i broń). Ale dla mnie odkryciem i filmu (a może nawet bardziej konferencji prasowej) jest Antoni Królikowski. Z rozbrajającą szczerością wyznał, że dopiero dziś zobaczył, co z kolegami "w zeszłe wakacje" nakręcili. I że od połowy filmu miał łzy w oczach. Popatrzcie, teraz sobie wjeżdżamy ruchomymi schodami w Złotych Tarasach, a jeszcze niedawno działo się tu tak, jak widać w filmie. Bardzo proste słowa, ale wypowiedziane z takim wzruszeniem, że aktor po swoim wystąpieniu dostał brawa. 

Słabo znoszę krew na ekranie, więc nie bardzo chciałam iść na ten seans. Ale nie żałuję, że poszłam. Jan Komasa zrobił film z szacunkiem i dla Powstańców, i dla widza. 

PS. Swoje wzruszenia z "Miasta'44" dedykuję pamięci Cioci Loni, która w Powstaniu straciła "tylko" słuch, a po wojnie przeżyła jeszcze 40 lat mieszkając w Buffalo.

JOANNA NOJSZEWSKA
Redaktor Odpowiedzialny w Dziale Kultura
Twój Styl