Dziś w Warszawie odbędzie się premiera filmu „Wygrane marzenia”, w którym jedną z głównych ról gra Izabella Miko. Izabella a właściwie Iza Mikołajczak z Warszawy, obecnie mieszka w Nowym Jorku i podbija Hollywood.

Film opowiada historię dwudziestojednoletniej Violet Sanford (Piper Perabo), którą natura obdarzyła pięknym głosem. Dziewczyna, mieszkająca na prowincji, marzy o karierze autorki piosenek. Pewnego dnia dochodzi do wniosku, że nadszedł czas, by postawiła na swoim i wbrew radzie ojca i najlepszej przyjaciółki, Glorii rzuca pracę i wyrusza do Nowego Jorku. Wynajmuje mieszkanie, pisze piosenki i nagrywa własne utwory bezskutecznie próbując zainteresować nimi wydawców z firm płytowych. Próbuje śpiewać na żywo przed publicznością w jednym z nocnych klubów, ale nie potrafi opanować tremy i występ kończy się katastrofą. Viloet szuka pracy i znajduje ją w kawiarni, w której pracują trzy młode barmanki, a wśród nich Cammie czyli polska aktorka Iza Mikołajczak - albo jak, kto woli, Iza Miko bo tak nazywa się w USA. Wszystko wskazuje na to, że jej nazwisko niebawem może stać się bardzo znane. Rozmawiał z nią reporter radia RMF FM, Mikołaj Jankowski:

Izabella Miko: Niektórzy myślą, że moja historia jest jak historia Kopciuszka. A to nie było jak w bajce, bo ja tak naprawdę zanim dostałam tą rolę, dużo chodziłam od drzwi do drzwi i pukałam. Żeby sobie znaleźć agenta, żeby ktoś na mnie spojrzał, żeby ktoś w ogóle zwrócił na mnie uwagę. Było to ciężkie, ale udało się. Mnie się wydaje, że jak człowiek dużo pracuje to mimo, że mu się wydaje, że ta praca to jest na nic i nie udaje mu się roli zdobyć, to jednak Bóg jakoś za to zapłaci, w jakiejś innej formie. Bardzo mocno w to wierzę, bo ja tak strasznie długo chodziłam i szukałam sobie agenta. Pojechałam do Los Angeles, nie mogłam nic znaleźć, nic mi się nie udawało. A później zupełnie przez przypadek poznałam w restauracji agenta, który się mną zainteresował. To był wspaniały agent. Miałam niesamowite szczęście. W życiu bym nie pomyślała, że ja z takim wielkim agentem będę pracować. Naprawdę jest ciężko. Ja już naprawdę nie wiem kto mi życzy dobrze, a kto po prostu chce pieniędzy. Mam grupę ludzi, agentów i menadżerów, nie wiem czy oni dobrze mi życzą czy się tylko nastawiają na moje pieniądze. To trudno stwierdzić. Wiele się razy zawiodłam. Miałam wiele koleżanek, które były miłe i sympatyczne, a później okazało się, że za moimi plecami mnie strasznie obgadują. To się zdarza wszędzie, ale szczególnie w tej dziedzinie.

Mikołaj Jankowski: Jak daleko byłabyś się w stanie posunąć, poświecić - oprócz zmiany nazwiska - żeby dostać rolę? Co byś była w stanie zrobić dla tej roli w hollywoodzkim filmie, na której by ci strasznie zależało?

Izabella Miko: To znaczy oczywiście jeżeli chodzi o jakieś takie, usługi seksualne, na pewno nigdy, bo ja naprawdę wierzę w swój talent. Jeżeli ktoś...

Mikołaj Jankowski: A trzeba coś takiego robić? Zdarzają się takie przypadki?

Izabella Miko: Mnie się nigdy to nie zdarzyło, całe szczęście. Jeżeli by się zdarzyło, to ja bym to tak nagłośniła i bym starała się tą osobę zgnieść, bo uważam, że to jest tak niskie i tak obrzydliwe, żeby tak zrobić to dziewczynie. Bo naprawdę jest wiele aktorek młodych, zdesperowanych, które nie mają pieniędzy i naprawdę zrobią wszystko. Natomiast mnie się to nigdy nie zdarzyło. Ja jestem w Hollywood w Los Angeles tylko ze względu na pracę. Nie lubię mieszkać w Hollywood. Nie lubię tego miasta, przebywania w tym. Bo tam rzeczywiście ludzie są strasznie fałszywi i sztuczni. Naprawdę, gdziekolwiek się jest, jak się siedzi w restauracji i je kolację, to wszyscy naokoło są związani z przemysłem filmowym. Jakiś sławny aktor jest po prawej, z tyłu jest jakiś pisarz, z lewej wielki agent, a z czwartej jakaś aktorka, która koniecznie chce być gwiazdą. To po prostu niesamowita presja, ja też chcę mieć normalne życie, bo czerpię aktorstwo, pomysły na wykonywane roli z życia codziennego dlatego mieszkam w Nowym Jorku i jeżdżę do Los Angeles dwa razy w miesiącu, żeby pracować. Oczywiście jest to jakiś wydatek, samolot i hotel, ale wolę żyć w Nowym Jorku, gdzie realizm w oczy wpada. Mnóstwo jest ciekawych i interesujących ludzi, którzy po prostu chodzą po ulicy i tylko kraść od nich do moich ról, nad którymi pracuję, ich zachowanie i ich spojrzenia. Moją słabością był polski akcent. Wiedziałam, że to uniemożliwi mi granie w rolach amerykańskich, a ról dla Rosjanek, czy Polek jest może dwie na rok i to niekoniecznie w dobrych filmach.

Mikołaj Jankowski: No właśnie, nie bałaś się takiego zaszufladkowania?

Izabella Miko: Tak oczywiście i dlatego w moim pierwszym filmie, w „Wygranych marzeniach”, gram Rosjankę. Jednak ona już w Ameryce była tak długo, że tego akcentu prawie w ogóle nie słychać. I to jest bardzo śmieszna historia, ponieważ kiedy zaczęliśmy kręcić, to miałam polski akcent mocniejszy niż teraz i jak żeśmy kręcili i miesiące mijały to mój akcent okazywał się coraz mniejszy. Pod koniec filmu ledwo co było go słychać, a już nakręciliśmy tą część, że ona jest Rosjanką, ma takie pochodzenie. Więc wiedziałam , że to mi w ogóle nie przeszkodzi, że nikt nie usłyszy tego akcentu w roli. Natomiast już w następnym filmie gram Amerykankę. Ponieważ ja naprawdę wiedziałam, że akcent to moja słabość. Wiedziałam, że będę musiała nad tym spędzić dużo czasu i wydać dużo pieniędzy, bo takie lekcje z nauczycielem od mowy są naprawdę bardzo drogie. Jednak cokolwiek zarobiłam, pracowałam też jako modelka w Stanach i dobrze mi szło, każdy pieniądz, który tam zarobiłam, wkładałam właśnie w te lekcje wymowy, a to niestety nie zmienia się z dnia na dzień. Język, usta i cały aparat mowy to jest część ciała i to naprawdę trwa parę miesięcy, zanim się człowiek przyzwyczai, zanim ten akcent zaniknie. Natomiast udało mi się. Jeszcze mam taki leciusieńki akcent, ale jak się przygotowuje do roli to mogę go już wyeliminować. To jest dla mnie wielki sukces, który otwiera wszystkie drzwi.

Mikołaj Jankowski: Kolejna rola, zdaje się, że film będzie w przyszłym roku ...

Izabella Miko: Tak następny film, który nakręciłam, niedawno skończyłam zdjęcia, nazywa się „Forsaken”. Jest to horror, z którego jestem bardzo dumna, bo jest to zupełnie inna rola niż rola Cammie w „Wygranych marzeniach”. Moja bohaterka w „Forsaken” nazywa się Megan i jest to dziewczyna, która została ugryziona przez wampira i przechodzi przez ogromny ból fizyczny i psychiczny, ponieważ mało co nie zostaje wampirem. Ale dwóch chłopaków ją ratuje.

A nam, pozostaje już tylko zaprosić was do kin. Premiera "Wygranych marzeń" już dziś w Warszawie. Zapraszamy do kin. W rolach głównych, prócz polskiej aktorki, wystąpią także: John Goodman ("The Flintstones", "Blues Brothers 2000"), Melanie Lynskey ("Niebiańskie istoty", "Przerażacze")Produkcja: Jerry Bruckheimer ("60 sekund", "Twierdza", "Młodzi gniewni", "Con Air - lot skazańców"

zdjęcia: Syrena Entertainment