Nowy rząd Nowej Zelandii wycofuje się z planów wprowadzenia prawa, które mogło uratować nawet pięć tysięcy osób rocznie. Chodzi o "zakaz palenia dla przyszłych pokoleń". Od zdrowia mieszkańców ważniejszy okazał się jednak budżet. Zyski ze sprzedaży papierosów mają posłużyć do sfinansowania cięć podatkowych, które zapowiada nowa koalicja.

REKLAMA

Nowa Zelandia miała być pierwszym państwem na świecie z tak restrykcyjnym prawem antynikotynowym. Poprzedni rząd przyjął w ubiegłym roku przepisy zakładające stopniowe wprowadzenie zakazu palenia papierosów. Regulacje wprowadzały dożywotni zakaz sprzedaży wyrobów tytoniowych dla osób urodzonych po 1 stycznia 2008 roku.

Naruszenie zakazu sprzedaży papierosów osobom urodzonym po określonej dacie miało grozić grzywną do ok. 95 tys. dolarów amerykańskich.

Nowa legislacja ograniczała również liczbę sprzedawców detalicznych, posiadających pozwolenie na handel papierosami o 90 procent.

Co więcej, prawo zakładało, że papierosy będą zawierać mniej nikotyny - jej limit ustalono na poziomie 0,8 mg/g (w porównaniu do około 15-16 mg/g).

Budżet ważniejszy od zdrowia

Nowe przepisy miały wejść w życie w lipcu 2024 roku. Tak się jednak nie stanie, bo z regulacji wycofuje się nowy koalicyjny rząd - tworzony przez Nowozelandzką Partię Narodową i partię Najpierw Nowa Zelandia.

Przepisy zostaną wycofane do marca 2024 roku. Jak informuje nowozelandzka minister finansów, zyski ze sprzedaży wyrobów tytoniowych pomogą sfinansować planowane cięcia podatkowe.

Z kolei premier Christopher Luxon tłumaczy, że za decyzją stoi chęć przeciwdziałania powstaniu czarnego rynku sprzedaży papierosów. Jednocześnie zapewnia, że rząd będzie prowadził politykę edukacyjną, która zniechęca do palenia.

Eksperci alarmują

Decyzję nowego rządu krytykują liczne organizacje zajmujące się ochroną zdrowia publicznego. Specjaliści komentują, że to "wielkie zwycięstwo przemysłu tytoniowego".

Eksperci szacują, że wycofanie się z przepisów wpłynie znacząco na liczbę zgonów, a utrzymanie zakazu mogłoby uchronić życie nawet 5 tys. osób rocznie.