Trzech młodych Polaków przeżyło chwile grozy podczas wakacji w słynnym włoskim kurorcie Livigno. Zgubili się na wysokości 3 tysięcy metrów, gdy spóźnili się na ostatni wyciąg. Wezwali pomoc i zostali uratowanych przez ratowników górskich i strażaków.

REKLAMA

W słynnym narciarskim kurorcie Livigno na północy Włoch, w rejonie Alta Valtellina, trzech polskich turystów wybrało się na pieszą wędrówkę na skiturach - na szczyt Pizzo Cantone, górujący nad doliną na wysokości około 3 tysięcy metrów nad poziomem morza. Tak wędrówka miała być zwieńczeniem ich pobytu w Alpach.

Jak donoszą włoskie media, turyści spóźnili się na ostatni kurs wyciągu, który mógłby ich bezpiecznie sprowadzić z powrotem do doliny. Nastała ciemność, a wraz z nią - gwałtowny spadek temperatury. W obcym terenie, bez możliwości określenia dokładnej lokalizacji, zmarznięci i przestraszeni, podjęli jedyną właściwą decyzję: wezwali pomoc.

Sygnał SOS dotarł do służb ratunkowych we wtorek około godziny 18.00. Na nogi postawiono ochotniczą straż pożarną z Livigno oraz ratowników górskich.

Włoskie media podkreślają, że "strażacy z Małego Tybetu" - jak nazywane jest Livigno - wykazali się ogromnym profesjonalizmem. Lokalizacja Polaków była utrudniona, bo oddalili się od zamkniętej już stacji wyciągu i nie potrafili dokładnie określić swojego położenia.

Po godzinie od zgłoszenia ratownikom udało się zlokalizować trójkę zaginionych. Wtedy do akcji wkroczył śmigłowiec.

Ewakuacja przebiegła sprawnie, a Polacy - choć przemarznięci i wystraszeni - byli cali i zdrowi.