"Moje dzieci... wyślizgnęły mi się z rąk. Staraliśmy się utrzymać w łodzi, ale ta tonęła szybko. Wszyscy krzyczeli, nie mogłem usłyszeć głosów mojej żony i dzieci..." - tak brzmi przerażająca relacja Abdullaha Kurdiego, którego rodzina zginęła na morzu, próbując dostać się z Turcji do Grecji. Wśród nich był 3-letni Aylana - jego ciało morze wyrzuciło na brzeg. Zdjęcie chłopca obiegło cały świat.

REKLAMA

Abdullah Kurdi w rozmowie z dziennikarzami relacjonował, że łódź zaczęła tonąć niedługo po tym, jak rodzina odpłynęła z Turcji. Woda zaczęła się wlewać na pokład, a obecni na łodzi ludzie zaczęli panikować.

Wtedy - jak mówi Kurdi - chwycił on swoje dzieci i żonę i starał się utrzymać na pokładzie. W pewnym momencie jednak wszyscy "wyślizgnęli mu się z rąk".

Dopłynąłem do brzegu i zacząłem rozglądać się za żoną i dziećmi - mówi. W końcu mężczyzna trafił do szpitala. Tam dotarła do niego informacja, że jego żona i dwoje małych synów utonęło. Zginęło również 9 innych imigrantów, którzy byli razem z nimi na łodzi.

Mimo że niemal codziennie na morzu ginie kilkudziesięciu imigrantów, ten wypadek wstrząsnął opinią publiczną na całym świecie. Wszystko za sprawą zdjęcia, na którym widać było wyrzucone na brzeg ciało 3-letniego syna Syryjczyka.

Jego ojciec twierdzi teraz, że chce wrócić do Syrii i tam, w zajętym przez islamistów Kobani, pochować swoją rodzinę.

Chcę tylko siedzieć obok grobu moich dzieci i żony i odpocząć. Te rzeczy, które przytrafiają się na nam w kraju, do którego udaliśmy się przed wojną w naszej ojczyźnie.... Chcę, żeby cały świat to zobaczył - mówił Kurdi.

We wtorek Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji (IOM) poinformowała, że ok. 235 tys. uchodźców i migrantów przybyło do Grecji przez Morze Śródziemne od stycznia bieżącego roku. Łącznie podczas przeprawy drogą morską do Europy zginęły co najmniej 2643 osoby.

(abs)