Awaria Map Google utrudniła Niemcom weekendowe wyjazdy. Aplikacja podawała nieprawdziwe informacje o blokadach wielu odcinków autostrad, głównie w okolicach największych miast. Fałszywe utrudnienia wzbudziły spekulacje na temat przyczyn incydentu, które oficjalnie nie są jeszcze znane. "Może ktoś Niemców nie lubi i chciał, żeby właśnie pobłądzili, zanim dojadą na swoje wakacje" – mówił w tej sprawie Piotr Konieczny, redaktor naczelny portalu Niebezpiecznik, w rozmowie z Tomaszem Terlikowskim na antenie internetowego Radia RMF24.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
W Niemczech 29 maja to dzień wolny od pracy. Podróżującym tego dnia popularna aplikacja Google Maps pokazywała, że zamkniętych jest wiele odcinków autostrad w okolicach największych miast m.in - Hamburga, Berlina czy Frankfurtu. Czerwone znaki w aplikacji pojawiły się też w części Belgii i Holandii. Jak się okazało, rzeczywistych utrudnień nie było. Zespół firmy pracuje teraz nad wyjaśnieniem sprawy.
Ekspert zapytany w Radiu RMF24 o potencjalne przyczyny awarii wskazał, że "tutaj prawdopodobnie mieliśmy do czynienia albo z błędem, albo jeśli rzeczywiście była to ingerencja człowieka, to ja bym powiedział, że bardziej chodziło o trolling".
Ciężko mi tak naprawdę wyrokować tutaj, co miał w głowie potencjalny "ktoś", jeśli założymy ten wariant wydarzenia, który celowo wprowadził taką blokadę dróg. No ale trolli nie brakuje - wyjaśnił Konieczny.
Dodał też, że: "my musimy pamiętać o tym, że wiele różnych narzędzi, z których dzisiaj korzystamy, one pozyskują dane z różnych źródeł i czasem, niektóre z tych źródeł nie są do końca pewne i powodują takie problemy".
Piotr Konieczny opisał przypadek, jak człowiek celowo wprowadził fałszywą blokadę ruchu samochodowego. Chodzi o mieszkańca ruchliwej ulicy w Berlinie.
Niesamowicie go drażniło, że przejeżdżają tam samochody. Dlatego on wziął kilkadziesiąt smartfonów, odpalił na nich Mapy Google, wziął sobie taki wózeczek i po prostu bardzo powoli tym wózeczkiem z tymi smartfonami przejechał całą ulicę. No i co się stało? Telemetria firmy Google zebrała informacje z nawigacji kilkudziesięciu smartfonów z informacją, że jadą po tej drodze jakoś tak super wolno, więc od razu pojawiło się tam oznaczenie, że ten odcinek jest zakorkowany i algorytmy kierowały ruch zupełnie innymi częściami miasta - wyjaśnił gość Radia RMF24.
Rozmówca Tomasza Terlikowskiego ocenił, że w takiej sytuacji po stronie dostawcy usług kluczowa jest ocena wiarygodności sygnałów docierających od użytkowników.
Są algorytmy, które mogą zweryfikować, czy nagle, jeśli się pojawia 40 smartfonów, które nigdy nie używały nawigacji i przejeżdżają pomału po jednej ulicy, a później gasną, to czy możemy takiemu sygnałowi wierzyć? To już jest pytanie, jak firma Google ma zorganizowane swoje algorytmy, a nie zawsze ma zorganizowane dobrze - podsumował Piotr Konieczny, redaktor naczelny portalu Niebezpiecznik.pl na antenie Radia RMF24.
Opracowanie: Tadeusz Węsierski