Środowego zamachu w Ankarze, w którym zginęło 28 osób, dokonał obywatel Syrii. Zidentyfikowano go na podstawie odcisków palców - poinformował prorządowy turecki dziennik "Yeni Safak". Wczoraj do ataku nikt się nie przyznał. Dzisiaj premier Turcji Ahmet Davutoglu ujawnił, że przeprowadziła go kurdyjska zbrojna milicja YPG we współpracy z bojownikami Partii Pracujących Kurdystanu. Potwierdził też doniesienia prasowe, że zamachowiec pochodził z Syrii.

REKLAMA

Według dziennika zamachowiec, zidentyfikowany jako Salih Necar, dostał się do Turcji wraz z uchodźcami z Syrii. Przy przekraczaniu granicy zostały od niego pobrane odciski palców, co umożliwiło rozpoznanie go przez policję - pisze "Yeni Safak" na swojej stronie internetowej. Według dziennika, samochód wykorzystany do zamachu w Ankarze został wynajęty w mieście Izmir na zachodzie Turcji około dwóch tygodni temu.

Do ataku w centrum tureckiej stolicy, gdzie znajduje się wiele ministerstw, sztab generalny armii, koszary, parlament i inne budynki rządowe, doszło w popołudniowych godzinach szczytu. Samochód pułapka eksplodował w pobliżu wojskowych pojazdów czekających na czerwonym świetle. Jak ujawnił dziś premier Turcji, większość spośród 28 zabitych to wojskowi. W ataku rannych też zostało kilkadziesiąt osób.

Premier Ahmet Davutoglu poinformował również, że po zamachu tureckie lotnictwo zbombardowało w nocy cele Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) w północnym Iraku. W nalotach zginęło kilkudziesięciu bojowników kurdyjskich, w tym wysocy rangą członkowie zakazanej w Turcji PKK.

Szef rządu zwrócił się też z apelem do swoich sojuszników, aby zaprzestali wspierać kurdyjskich bojowników w Syrii. Chociaż Davutogl nie wymienił sojuszników z nazwy, to najwyraźniej chodziło mu o USA, które udzielają YPG wsparcia wojskowego w walce z bojownikami Państwa Islamskiego w Syrii - zwraca uwagę agencja AP. Od wielu miesięcy wsparcie to stanowi źródło napięć między Waszyngtonem a Ankarą. Stany Zjednoczone nie traktują bowiem YPG jako organizacji terrorystycznej.

(rs)