Wciąż na wolności pozostaje belgijski żołnierz Jürgen Conings. Mężczyzna jest poszukiwany przez tamtejsze służby od poniedziałku. Wcześniej groził władzom i lekarzom walczącym z pandemią. Wiadomo, że 46-latek jest uzbrojony.

REKLAMA

Policja i wojsko wycofały się z Parku Narodowego Hooge Kempen. Wcześniej podejrzewały, że właśnie tam schronił się żołnierz.

Przeszukiwane są teraz domy jego przyjaciół i znajomych oraz osób podejrzanych o skrajnie prawicowe poglądy. Niewykluczone, że ktoś pomaga 46-latkowi.

Wydano już międzynarodowy nakaz aresztowania, belgijskie służby zaangażowały Interpol a także służby krajów sąsiadujących. Pomagają zwłaszcza Niemcy i Holandia.

Ujawniono także list Conningsa, w którym mężczyzna wyraźnie grozi władzom i wirusologom. Pisze, że "przyłączy się do ruchu oporu". To nasuwa śledczym podejrzenie, że może chodzić o zorganizowaną grupę osób.

Wirusolog Marc van Ranst, któremu groził poszukiwany, został na początku tygodnia ewakuowany z własnego domu. Wciąż przebywa w ukryciu. Nie daje się jednak zastraszyć, na portalu społecznościowym poinformował, że może pracować tam, gdzie przebywa. Oskarżył także skrajnie prawicową, populistyczną partię flamandzką Vlaams Belang o szerzenie nienawiści i przyzwolenie na groźby pod jego adresem.

Media piszą o kompromitacji

Jak to możliwe, że 46-latek do tej pory pozostaje nieuchwytny? To przede wszystkim doskonale wyszkolony żołnierz, który brał udział w misji w Afganistanie. Media podają, że był na 11 zagranicznych misjach wojskowych i nawet został odznaczony.

Początkowo sądzono, że skrył się w Parku Narodowym Hoge Kempen, liczącym 12 tys. hektarów. To, że go tam nie znaleźliśmy, nie znaczy, że go tam nie było - mówił jeden ze śledczych. Park dawał ogromne możliwości ukrycia się.

W belgijskich mediach słychać jednak krytyczne głosy. Według nich akcja zakrawa na kompromitację. W poszukiwaniach na terenie parku brało udział 500 policjantów, wojskowych i służby specjalne. Do parku wjechało 50 pancernych aut. Środki użyte były gigantyczne, żeby złapać jednego człowieka. Znaleziono jedynie miejsce biwaku. Nie jest nawet pewne, że przebywał w nim Connings.

Prokuratura twierdzi, że miała konkretne wskazania, iż mężczyzna był w parku" i że fakt, że go nie znaleziono, nie oznacza, że ​jest lub nie był w okolicy. Wszystkie elementy są obecnie badania i analizowane i w najbliższych godzinnych zostaną podjęte decyzje co dalej.

Pozostawał w armii, mimo że był na liście niebezpiecznych osób

Pojawia się też pytanie, jak to możliwe, że ten mężczyzna, mimo iż był na liście niebezpiecznych osób, pozostawał w belgijskiej armii. To będzie prawdopodobnie badać specjalna komisja parlamentarna. Na razie nie ma jasnej odpowiedzi, jak do tego doszło. Politycy przerzucają się odpowiedzialnością.

Sprawa jest rzeczywiście kompromitująca, bo Connings, mimo że był degradowany, karany, to ostatecznie zajmował funkcję na strzelnicy, a więc miał dostęp do broni. Premier Aleksander de Croo poprosił już ministra obrony i szefa wywiadu do opracowania planu radzenia sobie z tego typu przypadkami.

Jak ujawniają media, w belgijskiej armii jest około 30 osób o skrajnie prawicowych poglądach, a więc osób, które potencjalnie mogą stanowić zagrożenie dla społeczeństwa.