Co najmniej 3 mln użytkowników z Niemiec padło ofiarą kradzieży 18 mln adresów e-mailowych wraz z hasłami dostępu - poinformowało w Berlinie ministerstwo spraw wewnętrznych. Część tych danych może być wykorzystana do działalności przestępczej.

REKLAMA

Rzecznik MSW Harald Neymanns powołał się przy tym na śledztwo, które prowadzi Federalny Urząd do spraw Bezpieczeństwa w Technice Informacyjnej (BSI). Na razie nie jest jasne, do kogo należą pozostałe adresy.

Dochodzenie BSI wszczęto na wniosek prokuratury w mieście Verden w Dolnej Saksonii. Jak poinformował w czwartek tygodnik "Der Spiegel", chodzi o najrozleglejsze jak dotąd nielegalne przejęcie danych informatycznych w Niemczech, a sprawa jest tym bardziej drażliwa, że są to dane aktualne.

Według BSI część tych danych może być wykorzystana do działalności przestępczej, na przykład wysyłania spamu. Jeśli użytkownik korzystał z takich samych adresów i haseł w szerszym zakresie, istnieje groźba, że ktoś będzie dokonywał zakupów internetowych na jego rachunek lub opróżni mu konto bankowe.

BSI oświadczył, że wspólnie z dostawcami internetowych usług pocztowych rozważa, jak ma wyglądać procedura powiadamiania klientów, którzy mogli znaleźć się w zasięgu kradzieży adresów.

Jest to już drugi poważny przypadek przestępczości cybernetycznej w Niemczech, o jakim poinformowano w bieżącym roku. Pierwszy ujrzał światło dzienne w styczniu, gdy BSI zwrócił się do obywateli o przesłanie mu swych adresów internetowych w celu sprawdzenia. Jak się okazało, spośród ponad 30 mln skontrolowanych adresów około 1,6 mln znalazło się w dyspozycji przestępców, ale w większości dawały one dostęp wyłącznie do danych przestarzałych.

Jak podał "Spiegel", śledczy przypuszczają, że w obu przypadkach krąg sprawców mógł być identyczny. Tropy afery ujawnionej w styczniu wiodły do państw nadbałtyckich.

(Mar)