Na Ukrainie nawet 5 milionów sztuk broni trafiło nielegalnie w prywatne ręce. Państwo nie ma nad tym żadnej kontroli. Niektórzy eksperci tę liczbę uważają za zaniżoną.

REKLAMA

O nawet 5 milionach sztuk nielegalnej broni mówił prokurator generalny Jurij Łucenko. Wśród ukraińskich polityków pojawiają się pomysły, by broń zalegalizować za wyjątkiem granatników, materiałów wybuchowych i min.

To jednak nie rozwiąże problemu. Broń jest w rękach samozwańczych, nacjonalistycznych batalionów, mafii i handlarzy bronią. Nielegalna broń sprzedawana jest także za granicę. Szlak przerzutowy do Polski wiedzie przez Bieszczady.

Siergiej Szabowta - ekspert od rynku broni - przypomina, że w czasie Majdanu opróżniono najpierw magazyny na zachodniej Ukrainie, potem rzeka broni popłynęła z Donbasu. Politolog Władimir Korniłow uważa, że nielegalnej broni na Ukrainie jest znacznie więcej. Kiedy wybuchł konflikt w Donbasie, broń była rozdawana każdemu chętnemu - nie tylko kałasznikowy, ale wozy opancerzone, granatniki, moździerze - przypomina Korniłow. Jego zdaniem Ukraina to obecnie najtańszy rynek broni w Europie i można tu kupić wszystko.

Informacje o zalewie nielegalnej broni na Ukrainie wykorzystują rosyjskie media i politycy. Przekonują, że to nie Rosja dostarczała broń na Ukrainę, ale sami Ukraińcy handlowali nią - nie patrząc gdzie i komu sprzedają.