Nowy Jork uczcił w niedzielę 15. rocznicę zamachów na World Trade Center. W uroczystości uczestniczyły m.in. rodziny ofiar, strażacy, policjanci oraz politycy. Odczytano nazwiska 2983 ofiar ataków terrorystycznych, w tym sześciorga Polaków.

REKLAMA

Na Manhattanie w Strefie Zero zgromadziły się tysiące ludzi. Złożyli hołd także tym, którzy 11 września 2001 roku zginęli w waszyngtońskim Pentagonie, w samolocie rozbitym w okolicach Shanksville w Pensylwanii oraz 26 lutego 1993 r. także w World Trade Center.

Rozbrzmiały dzwony nowojorskich kościołów. Tradycyjnie wyczytano nazwiska wszystkich kobiet, mężczyzn i dzieci, którzy ponieśli śmierć za sprawą terrorystów. Zabrzmiały m.in. nazwiska sześciorga Polaków: Anny M. De Bin (z domu Pietkiewicz), Marii Jakubiak, Doroty Kopiczko, Jana Maciejewskiego, Łukasza Milewskiego oraz Norberta Szurkowskiego.

Ceremonię przerywały chwile ciszy. Dwukrotnie dokładnie w tym samym czasie, kiedy przed 15 laty samoloty uderzyły w bliźniacze gmachy, i dwukrotnie kiedy wieże runęły. Cisza znaczyła także moment ataku na Pentagon oraz katastrofy opanowanego przez terrorystów samolotu lot 93 w Shanksville.

15 lat temu dokładnie w tej chwili (10.28) runęła północna wieża i wraz z tym załamało się moje życie. Moj brat Jimmy Quinn zginął w północnej wieży. Pracował, miał tylko 23 lata. Jimmy kochał mnie, kochał nas, kochał moją rodzinę, kochał Nowy Jork, kochał zespół nowojorskich Mets, kochał ten kraj, kochał życie. Chciałem osobiście coś w związku z tym zrobić, służyć mojemu krajowi, toteż wstąpiłem do armii - mówił weteran Joe Quinn.

Były żołnierz, który walczył w Iraku i w Afganistanie, przypomniał, że choć trudno było przeżyć następne tygodnie, kraj był jak nigdy zjednoczony i zainspirowany. Przekonywał, że wbrew obecnej sytuacji politycznej Ameryka nie jest podzielona. Apelował, aby w rocznicę 11 września wyłączyć telewizory i telefony, oddać się działalności ochotniczej, zaangażować w życie społeczności, stać się inspiracją dla innych oraz kontynuować to później dla jedności, której potrzebuje świat.

Na uroczystość do Strefy Zero przybyli w niedzielę kandydaci na prezydenta USA Hillary Clinton i Donald Trump. Amerykańscy komentatorzy nie przeoczyli, że w roku wyborczym miliarder z Nowego Jorku pojawił się na ceremonii upamiętniającej 11 września po raz pierwszy. Obecni byli także burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio oraz gubernator stanu Andrew Cuomo.

Przy dźwiękach orkiestry przemaszerowali policjanci i strażacy w galowych mundurach. Nie było oficjalnych wystąpień polityków.

W niedzielę rodziny ofiar mogły zwiedzać muzeum pamięci National September 11 Memorial & Museum. Obiekt, w którym zgromadzono ponad 10 tys. eksponatów, wzbogacił się właśnie o słynną flagę amerykańską zawieszoną na ruinach bliźniaczych wież, która w kilka dni później w tajemniczych okolicznościach zaginęła.

O odnalezieniu flagi powiadomił kilka dni wcześniej szef muzeum Joe Daniels.

W najczarniejszych godzinach 11 września, gdy nasz kraj był narażony na ryzyko utraty wszelkiej nadziei, wzniesienie amerykańskiej flagi przez ratowników pomogło utwierdzić nas w przekonaniu, że naród przetrwa, odzyska siły i odbuduje się, że będziemy zawsze pamiętać i czcić wszystkich, którzy stracili życie, a także ryzykowali własne, by ratować innych - mówił Daniels.

Od poniedziałku muzeum otwiera dla publiczności także specjalną wystawę ilustrującą, jak artyści zareagowali na tragiczne wydarzenie: “Rendering the Unthinkable: Artists Respond to 9/11".

Po uroczystości w Strefie Zero zaplanowano rajd ok. 450 motocyklistów dla upamiętnienia ofiar ataków.

Oddzielne uroczystości zorganizowali w dni poprzedzające 11 września nowojorscy strażacy i policjanci. Pierwsi spotkali się w sobotę w katolickiej katedrze św. Patryka przy V Alei na mszy świętej za 343 kolegów, ofiary ataków terrorystów. Drudzy wzięli udział w piątek w okolicznościowej paradzie upamiętniającej 23 funkcjonariuszy, którzy zginęli 11 września 2001 roku, oraz 99 innych, zmarłych w następstwie chorób spowodowanych udziałem w akcji ratowniczej.

(mal)