Szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon wyraziła w niedzielę przekonanie, że nowe referendum niepodległościowe odbędzie się z październiku przyszłego roku. W środę brytyjski Sąd Najwyższy ma rozstrzygnąć, czy szkocki parlament może je rozpisać bez zgody rządu w Londynie.

REKLAMA

Sturgeon już kilka miesięcy temu wskazała datę głosowania - 19 października 2023 r. - ale aby referendum miało moc prawną, zgodę na jego przeprowadzenie musi wydać brytyjski rząd, albo Sąd Najwyższy musi orzec, iż może ono zostać rozpisane przez szkocki parlament bez tej zgody.

Nie ma większego sensu spekulować na temat wyniku rozprawy sądowej, ale jeśli to będzie "tak", mamy gotowe plany, aby przejść do ustawodawstwa (w sprawie referendum - przyp.red.) - powiedziała Sturgeon w rozmowie z BBC. Wyraziła jednak przekonanie, że plebiscyt odbędzie się zgodnie z ogłoszoną datą, a nawet powiedziała, że jest "pewna, iż Szkocja stanie się niepodległa".

Mówiła, że brak zgody brytyjskiego rządu na referendum jest "jednym z najmocniejszych argumentów za tym, by Szkocja stała się niepodległym krajem" i zapewniła, że nigdy nie zrezygnuje z tych planów. Przyznała jednak, że jeśli Sąd Najwyższy wyda niekorzystne dla jej rządu orzeczenie, jej opcje będą ograniczone.

Według sondaży, mniej niż jedna czwarta mieszkańców Szkocji chce, by referendum odbyło się w najbliższych 12 miesiącach, a nieco ponad 30 proc. uważa, że powinno się odbyć w ciągu 2 do 5 lat. Jeśli chodzi o samą kwestię, czy Szkocja powinna być niepodległa, to w zdecydowanej większości sondaży wygrywają obecnie - choć niewielką różnicą - zwolennicy pozostania w składzie Zjednoczonego Królestwa.

Od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę w lutym, był tylko jeden sondaż, w którym zwolennicy niepodległości wygrali i 15, z których przegrali. W każdym z tych 15 przewaga przeciwników niepodległości była jednak niższa niż w referendum z 2014 r., gdy stosunek głosów na rzecz status quo wyniósł 55:45 proc.