​Minister obrony USA jest zdania, że potężna i tragiczna w skutkach eksplozja w Bejrucie była wypadkiem. “Dostępne informacje nie pozwalają jeszcze na jednoznaczną ocenę, ale większość źródeł potwierdza, że to był wypadek" - powiedział Mark Esper. Jeszcze we wtorek prezydent USA Donald Trump twierdził, że eksplozja była “atakiem prawdopodobnie spowodowanym przez bombę".

REKLAMA

Naturalnie, jest to tragedia (...) Rozmawiamy z Libanem o naszej pomocy - stwierdził Esper.

Z kolei szef personelu Białego Domu Mark Meadows powiedział, że rząd Stanów Zjednoczonych nie wyklucza całkowicie, że eksplozja w Bejrucie była atakiem. Dodał jednak, że USA nadal gromadzą informacje wywiadowcze na temat tego wybuchu.

Prezydent Donald Trump na konferencji w Białym Domu powiedział, że “spotkał się z niektórymi wielkimi amerykańskimi generałami" i “oni wydają się sądzić", że wybuch w Bejrucie to “był atak, jakiegoś rodzaju bomba".

Według rządu Libanu, w Bejrucie eksplodowało 2 750 ton saletry amonowej, wcześniej skonfiskowanej przez władze i składowane w porcie. Do wybuchu miało dojść podczas spawania otworu w magazynie, co miało zapobiec kradzieży.

Prezydent Libanu Michal Aoun napisał na Twitterze, że "jest nie do przyjęcia" aby 2 750 ton saletry amonowej było przechowywanych w portowym magazynie przez 6 lat bez żadnych środków zabezpieczających. Aoun zapowiedział, że osoby odpowiedzialne za tragedię "poniosą najsurowszą karę".

W rezultacie eksplozji w porcie w Bejrucie zginęło co najmniej 135 osób, a około 5 tys. zostało rannych. Znaczna część miasta została zniszczona. Według libańskich władz straty mogą sięgać 10-15 miliardów dolarów.