Izraelski minister spraw zagranicznych Jair Lapid zbagatelizował krytykę przepisów dotyczących firmy NSO Group sprzedającej oprogramowanie szpiegowskie Pegasus, ale obiecał spowodować, by program tej firmy nie dostał się w niepowołane ręce - informuje w środę Associated Press.

REKLAMA

Rozmawiając z zagranicznymi dziennikarzami, Lapid zaznaczył, że rząd ma ograniczoną kontrolę nad tym, w jaki sposób eksportowane produkty są wykorzystywane przez odbiorców.

Przyjrzymy się temu ponownie - oświadczył. Upewnimy się lub spróbujemy upewnić się, w kwestii tego, co jest można zrobić, a co nie, by nikt nie wykorzystywał niewłaściwie niczego, co sprzedajemy - dodał.

W lipcu opublikowane zostały wyniki międzynarodowego dziennikarskiego śledztwa 17 mediów, gdzie stwierdzono, że oprogramowanie Pegasus umożliwiało śledzenie co najmniej 180 dziennikarzy, 600 polityków, w tym trzech prezydentów, 10 premierów i jednego króla oraz 85 działaczy praw człowieka i 65 liderów biznesu z różnych krajów.

Przy pomocy Pegasusa można nie tylko podsłuchiwać rozmowy z zainfekowanego smartfona, ale też uzyskać dostęp do przechowywanych w nim innych danych, np. e-maili, zdjęć czy nagrań wideo, oraz kamer i mikrofonów.

Firma NSO twierdzi, że sprzedaje Pegasusa jedynie rządom i wyłącznie w celu ścigania przestępców. Z kolei ministerstwo obrony Izraela reguluje cały eksport broni, w tym oprogramowania.

Lapid, mówiąc, że był świadomy "plotek" o NSO, porównał eksport oprogramowania do sprzedaży broni konwencjonalnej.

Kiedy sprzedasz odrzutowiec, wyrzutnię, broń lub pocisk, albo Pegasusa, są one w rękach rządu, który je kupił - powiedział. Podkreślił jednak, że Izrael pracuje nad tym, by nikt nie używał Pegasusa "przeciwko cywilom lub dysydentom".

Dziennikarskie śledztwo wykazało, że klientami NSO Group, którzy zlecali śledzenie konkretnych numerów telefonów, były rządy co najmniej 10 państw, w tym Azerbejdżanu, Kazachstanu, Meksyku, Arabii Saudyjskiej, Węgier, Indii i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.