Nowojorska policja ostrzelała samochód uczestników hucznego wieczoru kawalerskiego - na miejscu zginął 23-letni pan młody, ciężko rannych zostało dwu jego kolegów.

REKLAMA

Do wydarzenia doszło w sobotę nad ranem w przeddzień ślubu zabitego, przed mającym złą sławę rozrywkowym lokalem w dzielnicy Queens. Klub pozostawał pod obserwacją policji.

Gdy wychodzący z Kalua Cabaret uczestnicy imprezy wsiedli do samochodu, potrącili jednego z policjantów w ubraniu cywilnym. Samochód, kierowany przez pana młodego w trakcie cofania uderzył w zakamuflowaną policyjną furgonetkę. Gdy usiłowali odjechać, funkcjonariusze zaczęli strzelać.

Oddano co najmniej 50 strzałów, 21 z nich trafiło w cel. Pan młody zginął na miejscu. Jeden z jego kolegów został trafiony 11 kulami i znajduje się w stanie krytycznym w szpitalu. Inny pasażer ma trzy rany postrzałowe, a jego stan lekarze określili jako stabilny. Policja sądziła, że jadący mają broń, ale samochodzie nic nie znaleziono.

Na temat incydentu, który zbulwersował nowojorską opinię publiczną, wypowiedział się burmistrz Nowego Jorku, Michael Bloomberg, podkreślając, że funkcjonariusze mieli wszelkie podstawy, by sądzić, że uciekający dysponują bronią i dojdzie do wymiany ognia.

W incydencie uczestniczyło siedmiu policjantów, obserwujących klub, znany z nielegalnego handlu bronią i narkotykami oraz prostytucji. Strzelało pięciu policjantów - jeden z nich oddał 31 strzałów. Część pocisków uderzyła w ściany sąsiednich domów i stacji kolejowej.