Holenderska inspekcja pracy zbada sprawę warunków pracy i zakwaterowania Polaków, zatrudnionych na plantacji w holenderskiej miejscowości Gerwen. Polacy byli wykorzystywani przez pracodawcę i biuro pośrednictwa pracy. Nasi rodacy podjęli strajk, jednak wtedy zostali zwolnieni z pracy.

REKLAMA

Polacy przez lata przyjeżdżali do pracy sezonowej na plantację Van Gennip. Byli zatrudniani przede wszystkim przy zbieraniu truskawek, malin, szparagów i innych owoców oraz przy pakowaniu ich i sortowaniu.

W pracy jednak Polacy nie mieli przerw na odpoczynek, byli poniżani i wyzywani. Pracowali często na akord, co jest w Holandii zabronione. Gdy ktoś stanął, żeby wyprostować plecy lub zapalić papierosa - był wyzywany. Ciągle grożono utratą pracy - opowiada Andrzej Próchniak ze związku zawodowego FNV. Tragiczne były także warunki mieszkaniowe. W jednym małym pokoju stały po cztery piętrowe łóżka, a przejścia były bardzo wąskie. W takim pokoju mieszkało nawet 12 osób. Nie było miejsca na osobiste rzeczy, pranie suszono na poręczach łóżek.

Do dyspozycji około 100 osób było pięć pryszniców, z których jeden - jak sprawdziłem był nieczynny - opisuje skandaliczne warunki działacz związkowy. Brakowało również odpowiedniej liczby toalet. Dla kobiet były trzy ubikacje, dla mężczyzn jeden działający pisuar i dwie toalety. Świetlicą był hangar, gdzie wcześniej stały maszyny. Było jeszcze jedno pomieszczenie do wspólnego użytku, w którym wciąż jednak stały maszyny.

Polscy pracownicy dostawali około 5 euro za godzinę, a ponieważ pochodzili z regionów, gdzie panuje największe bezrobocie - często zaciskali zęby i nie zgłaszali skarg.

Gdy jednak okazało się, że właściciel plantacji zażądał pracy za darmo, w celu odpracowania rzekomych długów 70 Polaków, rozpoczęło w zeszłym tygodniu strajk. Przez jakiś czas prowadzono rozmowy, lecz nic one nie dały. Nikt nie dostał również żadnych dokumentów, mówiących o rzekomym długu. Niektórzy musieli odpracować 400 euro, inni nawet 3 tysiące.

Były to rzekome długi z poprzedniego roku (wielu Polaków pracowało w tym miejscu od kilku lat). Teraz już prawie wszyscy są w drodze do kraju. W ich imieniu będzie występować na miejscu holenderski związek zawodowy. Nieoficjalnie mówi się, że właściciel plantacji to "gruba ryba". Do akcji włączyła się także specjalna policja, kontrolująca biura pracy w Holandii.

(abs)