„Jeśli protesty w Iranie będą trwały jeszcze przez kolejne trzy miesiące, będziemy mogli mówić o początku rewolucji, która może obalić system oparty o rządy ajatollahów” – ocenił ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM) Marcin Andrzej Piotrowski.

REKLAMA

Analityk stwierdził, że demonstracje, które rozpoczęły się w Iranie 16 września 2022 roku po śmierci w niewyjaśnionych okolicznościach 22-letniej Kurdyjki Mahsy Amini, po tym jak została zatrzymana przez tzw. policję moralności, ukazują głębokie zmiany pokoleniowe w kraju.

70 procent populacji Iranu to obecnie młodzież poniżej 30. roku życia. Oni nie pamiętają ani szacha, ani rewolucji islamskiej - czy była ona dobra czy zła, nie pamiętają wojny irańsko-irackiej, która była związana z tą rewolucją i pochłonęła istnienia wielu z ich bliskich. Młodzież irańska nie ma sentymentów do ideałów rewolucji, do tego, czym żyje wciąż elita władzy - podkreślił Piotrowski.

Rządzący oderwani od społeczeństwa

Jak wyjaśnił, w Iranie panuje de facto system teokratyczny, pomimo istnienia instytucji opartych na wzorcach republikańskich, takich jak prezydent, rząd, administracja, parlament czy samorządy na poziomie lokalnym. Poza nimi funkcjonują jednak również liczne ciała doradcze, składające się z ajatollahów, kleru szyickiego, i to oni "tak naprawdę trzymają władzę w kraju".

Ocenił ponadto, że pomimo rozbudowanego aparatu bezpieczeństwa w kraju, reżim irański nie radzi sobie z zaistniałą sytuacją i stopniową, ale trwająca od ponad dekady, utratą legitymizacji władzy. Dodał, że często zapomina się o tym, iż w Iranie w przeciągu ostatnich ponad 100 lat, kolejni rządzący byli coraz bardziej oderwani od społeczeństwa, co kończyło się zawsze rewolucjami, a skala i czas trwania obecnych protestów, w oczach Piotrowskiego, jest nieporównywalna nawet z tzw. zieloną rewolucją z 2009 roku.

Nie wykluczam, że tutaj też dojdzie albo do jakiegoś pęknięcia we władzach, albo pojawi się, tak jak w przypadku rewolucji (z 1978 roku - przyp. RMF FM), która też nie była od samego początku widoczna, może jakiś lider, ktoś, kogo nawet w tym momencie nie jesteśmy w stanie zidentyfikować - skomentował analityk.

Piotrowski wskazał, że reżim prewencyjnie próbuje "zneutralizować" osoby, które mogłyby okazać się przywódcami protestów, np. znanych sportowców i ludzi kultury. Podkreślił, że system, jaki panuje w Iranie jest niemożliwy do zreformowania i przypomina pod tym względem systemy komunistyczne, dlatego napięta sytuacja w kraju doprowadziła do demonstracji. Jest to system, który może trwać, ale on coraz bardziej opiera się na aparacie bezpieczeństwa, nie na społecznej legitymizacji władzy, bo młodzi Irańczycy są też zmęczeni i nie widzą żadnych perspektyw - opisał politolog.

Teheran stawia na Rosję

Kiedy w połowie września w Teheranie doszło do pierwszych antyrządowych protestów, rosyjska inwazja na Ukrainę trwała już kolejny miesiąc, a rząd ajatollahów - jak się okazało - przyłożył rękę do nasilenia ataków rosyjskich na cele cywilne, przekazując Moskwie drony.

Najpierw władze Iranu deklarowały, że są neutralne, jednak już wtedy w marcu trwały rozmowy rosyjsko-irańskie na temat dostaw dronów rozpoznawczych i amunicji krążącej, których coraz bardziej brakowało Rosji - stwierdził Piotrowski.

Według wywiadu amerykańskiego istnieje wysokie ryzyko, że Rosji zostaną przekazane także irańskie rakiety balistyczne typu Fateh i Zulfiqar - powiedział ekspert. Byłyby one prawdopodobnie używane z terytorium Białorusi po to, aby bombardować Kijów, a to ryzyko wydaje się poważne i Irańczycy raczej nie zrezygnują z tych dostaw - ocenił Piotrowski.

Prawdopodobnie kalkulacja duchowych przywódców Iranu jest taka, że Rosja ma bardzo duże szanse w tym konflikcie. Moim zdaniem to jest błędna ocena. Jednak po tym co robią, a nie po tym, co mówią Irańczycy, widać, że stawiają na dalsze zacieśnianie współpracy z Rosją - dodał badacz.

Piotrowski przypomniał, że relacje między Iranem, czy też wcześniej Persją a Rosją carską, później Związkiem Sowieckim, były zawsze bardzo napięte i te kraje traktowały siebie nawzajem jako rywali na Bliskim Wschodzie, w Afganistanie czy na Kaukazie. Jednak, jak ocenił analityk, faktem jest, że od 1991 roku Iran i Rosja rozwijały relacje dwustronną i zbudowały bardzo ścisłą współpracę, nawet jeśli nie jest to formalny sojusz.

Pragmatyzm irański dobrze demonstruje wojna o Górski Karabach między Armenią a Azerbejdżanem po rozpadzie Związku Sowieckiego - ocenił Piotrowski. Można by się spodziewać, że Iran, w związku z ideologią islamskiej republiki będzie popierał Azerów, jednak postawił zdecydowanie razem z Rosją na Armenię - dodał.

Zwieńczeniem tej rosnącej współpracy, także w kwestiach regionalnych Azji Środkowej i Bliskiego Wschodu, była wspólna interwencja rosyjsko-irańska w trwającej od 2011 roku wojnie domowej w Syrii - stwierdził Piotrowski. Moim zdaniem już od tego momentu dwie strony przezwyciężyły wcześniejszy brak zaufania, podejrzliwość wobec drugiej strony. Oczywiście wspólną płaszczyzną władz Rosji oraz Iranu jest ich antyamerykanizm. Ponadto, oba kraje starają się hamować wpływy tureckie na Bliskim Wschodzie i na Kaukazie Południowym czy wpływy Pakistanu w Afganistanie i Azji Środkowej - uznał Piotrowski, dodając, że szeroko zakrojona pomoc Iranu dla Rosji w obliczu inwazji na Ukrainę nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem.

Wzbogacanie uranu kartą przetargową

Analityk PISM odniósł się również do programu nuklearnego Iranu, który jest powodem międzynarodowych działań dyplomatycznych oraz budzi zastrzeżenia Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA).

Iran jeszcze za czasów szacha w latach 70. rozpoczął program nuklearny. Oficjalnie po rewolucji islamskiej ówczesny lider rewolucji (Ruhollah) Chomejni mówił o tym, że (Iran) rezygnuje z programu nuklearnego. Długo po Chomejnim, za (Alego) Chameneiego, długo jeszcze w oficjalnej retoryce irańskiej podkreślano, że Iran był ofiarą irackiej broni chemicznej, więc potępia każdą broń masowego rażenia, a użycie broni nuklearnej jest niezgodne z islamem - przypomniał Piotrowski, dodając, że jednak w sierpniu 2002 roku jedna z grup opozycyjnych, Ludowi Mudżahedini (MEK), ujawniła ukrywany program nuklearny Iranu.

Analityk podkreślił, że droga do bomby atomowej, pomimo iż podziela obawy, że irańskie zdolności do niej rosną, może być jeszcze długa. Do zbudowania operacyjnego, działającego arsenału nuklearnego Irańczycy potrzebują trzech elementów. Po pierwsze właśnie materiałów rozszczepialnych, czyli wysoko wzbogaconego uranu lub plutonu. Po drugie muszą zbudować głowicę, która będzie się opierała na tym materiale. I po trzecie muszą tę głowicę zamontować na jakimś środku przenoszenia, optymalnie na rakiecie balistycznej dalekiego zasięgu - opisał Piotrowski.

Powołując się na amerykańską ocenę wywiadowczą z 2007 roku, analityk wskazał, że grupa doktora Mohsena Fachrizadeha, nazywanego "irańskim Oppenheimerem", otrzymała od duchowego przywódcy Iranu zakaz pracy nad głowicą nuklearną, jednak cały czas rozwijany był program rozwoju zdolności do wzbogacania uranu. W minionej dekadzie, jak podkreślił Piotrowski, właściwie nie testowano dedykowanych rakiet, które mogłyby przenosić ewentualną głowicę. Zamiast tego współpraca konstruktorów i testy takich rakiet mogą się odbywać w Korei Północnej.

W związku z tym dla Iranu taką kartą przetargową na arenie międzynarodowej stało się to, że mają bardzo duże zdolności do produkcji i wzbogacania uranu. Mam wrażenie, że Irańczycy w ogóle nie są zainteresowani (przedstawianymi przez USA i kraje unijne - przyp. RMF FM) warunkami powrotu do porozumienia nuklearnego i liczą na coś więcej, co wydaje mi się nierealistyczne - opisał Piotrowski.

Międzynarodowe porozumienie nuklearne z Iranem zostało zawarte w 2015 roku między Teheranem a stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa ONZ, w tym Rosją. Dodatkową stroną porozumienia była Unia Europejska. Miało ono na celu kontrolę irańskich zdolności do produkcji materiałów rozszczepialnych i ewentualnego rozwoju broni jądrowej. W 2018 roku ówczesny prezydent USA Donald Trump wycofał się z tej umowy. Trwają rozmowy dotyczące warunków jej przywrócenia. W ocenie Piotrowskiego, przynajmniej dopóki żyje obecny duchowy przywódca Iranu Ali Chamenei, Irańczycy nie podejmą decyzji o budowie operacyjnego arsenału z głowicami nuklearnymi.

W Iranie krążą plotki o tym, że po śmierci 83-letniego Chameneiego w hierarchii szyickiej może zostać awansowany jego syn i być może to on będzie następnym duchowym przywódcą Iranu. Jednak, gdyby obecny reżim zdecydował się na takie dynastyczne rozwiązanie, tym bardziej sprowokowałoby to niezadowolenie społeczne i przyspieszyło rozpad lub upadek reżimu - ocenił badacz.

Doktor Marcin Andrzej Piotrowski jest analitykiem programu Bezpieczeństwo Międzynarodowe PISM, specjalizującym się w zagadnieniach dotyczących m.in. polityki bezpieczeństwa USA, Iranu, zagrożeń rakietowych, a także obrony przeciwrakietowej i analiz wywiadowczych.