Premier Francji Edouard Philippe wyczarterował samolot z Tokio do Paryża za 350 tys. euro, by skrócić swój powrót z Nowej Kaledonii i odbyć ostatni etap podróży w wygodniejszej maszynie niż samolot rządowy - pisze francuska prasa.

REKLAMA

Premier Philippe przyleciał na Nową Kaledonię, która jest francuskim terytorium zamorskim na Pacyfiku, lotem komercyjnym. Na drogę powrotną zarezerwowano dla niego maszynę francuskich sił powietrznych. Podczas technicznego lądowania w Tokio premier wraz delegacją, w tym z kilkoma ministrami, przesiadł się na samolot wyczarterowany "luksusowy A340 ze 100 miejscami pierwszej klasy" - pisze "L'Obs".

AFP poprosiła o wyjaśnienia Pałac Matignon, oficjalną siedzibę premiera, a jego służby prasowe poinformowały, że czarter A340 pozwolił zaoszczędzić delegacji dwie godziny lotu.

Pałac Matignon tłumaczy dalej, że samolot, który wysłano po premiera "nie służy w normalnych warunkach do transportu dowódców wojskowych ani członków rządu podczas długich nocnych przelotów", a tym razem został wykorzystany "wyjątkowo" pod nieobecność prezydenckiej maszyny A330.

"W sumie koszt tego lotu (...) wyniósł o 30 proc. mniej niż ostatnia podobna podróż na Nową Kaledonię" - przypomina Pałac Matignon. AFP dodaje, że ostatnią taką podróż odbył były socjalistyczny premier Manuel Valls.

Sam premier Philippe powiedział w rozmowie z radiem RTL, że w momencie, w którym musiał wylecieć z Tokio, by zdążyć do Paryża przed wylotem prezydenta Emmanuela Macrona, nie było połączenia komercyjnego. Zasada jest taka, że zawsze (...) premier lub prezydent muszą być na terytorium kraju - dodał.

(j.)