Decyzja prezydenta USA Baracka Obamy, by mimo zamachów w Brukseli kontynuować podróż po Ameryce Łacińskiej, wywołała krytykę ze strony opozycji i konserwatywnych komentatorów. Nie spodobało im się zwłaszcza to, że para prezydencka tańczyła w Argentynie tango. "Mecz baseballa i tango nie licują z powagą tego dnia" - powiedział w telewizji MSNBC szef think tanku Rada Stosunków Międzynarodowych (CFR) Richard Haass, który wcześniej pracował w administracji prezydenta George'a W. Busha.

REKLAMA

Tuż po wtorkowych zamachach w Brukseli, w których zginęło co najmniej 31 osób, przebywający z wizytą na Kubie Obama wygłosił oświadczenie, w którym zapewnił o solidarności swojego kraju z Belgią oraz zaangażowaniu USA w walkę z terroryzmem. Nie przerwał jednak wizyty ani nie zmienił jej programu. We wtorek w towarzystwie prezydenta Kuby Raula Castro obejrzał mecz baseballa, a następnie udał się do Argentyny, gdzie, w środę podczas kolacji wydanej przez prezydenta Argentyny na cześć amerykańskich gości, wraz z Pierwszą Damą Michelle zatańczył tango.

Zdaniem Haassa Obama nie musiał przerywać podróży, ale udział w meczu i tango były "ogromnym błędem", zaś osoba, która doradziła mu w tej sprawie, powinna stracić pracę. To dobrze, że pojechał do Argentyny. To jedno z nielicznych państw, z których mamy teraz dobre wiadomości - powiedział Haass, wskazując na nowy demokratyczny rząd w tym kraju. Ale trzeba zachować ostrożność w małych rzeczach, np. w jakich sytuacjach jest się fotografowanym. Mecz baseballa i tango nie licują z powagą tego dnia - dodał.

Jak odnotowuje portal Politico, także były dyrektor CIA za czasów prezydenta George'a W. Busha Michael Hayden ocenił, że nieprzerwanie podróży świadczy o tym, iż Obama nie obawia się terroryzmu. Była dyrektor ds. komunikacji za prezydentury Busha Nicolle Wallace powiedziała zaś, że udział w meczu i taniec to "PR-owa zbrodnia".

Ubiegający się o nominację prezydencką Partii Republikańskiej (GOP) senator Ted Cruz oraz gubernator John Kasich już we wtorek wezwali Obamę do przerwania podróży i powrotu do kraju, by skoncentrował się na potencjalnym zagrożeniu terrorystycznym wobec USA.

Doradcy Obamy zapewniali, że gdyby zamachy miały miejsce w USA, to prezydent na pewno by wrócił, jednak - tłumaczyli - jego zdaniem zbyt przesadna reakcja na zamachy tylko wzmacnia takie organizacje jak Państwo Islamskie (ISIS), których celem jest terroryzowanie społeczeństw. W środę Obama, zapytany w Buenos Aires o zagrożenie terroryzmem, zaapelował do Amerykanów, by nie dali się zastraszyć.

Chociaż jesteśmy konsekwentni i bezwzględni w ściganiu terrorystów, niszczeniu ich organizacji, łapaniu ich liderów, zapobieganiu ich operacjom, to jest bardzo ważne, byśmy nie odpowiadali ze strachem - powiedział Obama, dodając, że pokonanie ISIS jest jego "najwyższym priorytetem".

(abs)