To pierwszy od ponad dwóch miesięcy poranek Romana Polańskiego poza murami aresztu. W czwartek reżyser z aresztu w Winterthur został przeniesiony w inne miejsce, wczoraj trafił do swojej posiadłości, gdzie pod nadzorem elektronicznym będzie oczekiwał na decyzję w sprawie ewentualnej ekstradycji do USA.

REKLAMA

W sobotni poranek w okolicach domu Polańskiego w Gstaad było spokojnie - informuje specjalny wysłannik RMF FM Adam Górczewski. Głównie z powodu dość niskiej temperatury. Dziś rano było tam minus 8 stopni. Nic więc dziwnego, że żaden paparazzi nie polował na zdjęcia z nocnego spaceru aresztanta.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Na przyjazd Polańskiego oczekiwało wczoraj przed jego rezydencją około dwustu dziennikarzy. Krótko przed godziną 13 pod dom podjechały dwie czarne limuzyny z przyciemnionymi szybami. Policyjne samochody wjechały wprost do garażu.

Zgodnie z zeszłotygodniowym orzeczeniem szwajcarskiego Federalnego Sądu Karnego w Bellinzonie, warunkiem opuszczenia przez reżysera aresztu było wpłacenie kaucji w wysokości trzech milionów euro, zdeponowanie dokumentów tożsamości i uprawniających do podróży, a także poddanie się nadzorowi elektronicznemu. W swej posiadłości reżyser będzie oczekiwał na decyzję Szwajcarii w sprawie ekstradycji do Stanów Zjednoczonych.

Polański został zatrzymany na lotnisku w Zurychu 26 września na podstawie amerykańskiego nakazu aresztowania z 1978 roku. Amerykański wymiar sprawiedliwości zarzuca mu, że w 1977 roku uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Geimer. W stanie Kalifornia czyn lubieżny z nieletnią klasyfikowany jest automatycznie jako gwałt. Przed zakończeniem postępowania karnego za Oceanem Polański zbiegł jednak do Francji, by uniknąć spodziewanej kary więzienia.