Kolejki do lokali wyborczych ciągną się jak Ameryka długa i szeroka. Obywatele Stanów Zjednoczonych wybierają 44. gospodarza Białego Domu. A ponieważ w Ameryce nie obowiązuje cisza wyborcza, Barack Obama i John McCain do ostatniej chwili walczą o głosy wyborców.

REKLAMA

Z waszą pomocą wytyczymy nowy kierunek rozwoju Ameryki. Idźcie i głosujcie, potrzebna mi wasza pomoc. Ochotnicy, zmobilizujcie sąsiadów, zaprowadźcie ich do komisji wyborczych, zaciągnijcie ich tam jeśli trzeba! - nawoływał w stanie Colorado republikanin John McCain:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Barack Obama zachęca natomiast do głosowania swoich zwolenników w Indianie. Jeszcze dziś wieczorem wróci jednak do Chicago na wielką fetę wyborczą. Niewidoczny jest za to prezydent George W. Bush. Jak poinformowała rzeczniczka Białego Domu, odchodzący przywódca nie ma w planie żadnych publicznych wystąpień.

Wszyscy rywale w wyścigu do Białego Domu oddali już swoje głosy. John McCain przybył do punktu wyborczego w Phoenix w towarzystwie żony Cindy. Opuszczając lokal zignorował falę pytań dziennikarzy o swoje samopoczucie w prawdopodobnie jednym z najważniejszych dni swojego życia. Bardziej rozmowna okazała się jego kandydatka na wiceprezydenta, Sarah Palin, która głosowała w swojej rodzinnej miejscowości Wasilla na Alasce:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Barack Obama oddał swój głos na sali gimnastycznej jednej ze szkół w rodzinnym Chicago. W historycznej chwili towarzyszyły mu żona Michelle oraz córki Malia i Sasha. Zagłosowałem - powiedział tylko po oddaniu głosu, a lakoniczny komunikat wywołał radosny aplauz:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Nieco więcej do powiedzenia miała wielka przegrana mijającej kampanii Hillary Clinton, która chyba zdążyła już pogodzić się z tym, że to nie ona stanęła dziś do walki o prezydenturę:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Komentatorzy oczekują największej w historii kraju frekwencji wyborczej, znacznie przewyższającej średnią 50-55 procent w kilku poprzednich wyborach prezydenckich. Wskazuje na to rekordowa liczba zarejestrowanych w tym roku do głosowania i ogromna frekwencja w głosowaniu przedterminowym. Około jednej trzeciej Amerykanów głosowało przed 4 listopada.

Niezwykłe zainteresowanie tegorocznymi wyborami przypisuje się właśnie kandydaturze Obamy - pierwszego czarnoskórego kandydata głównej partii.

Spiętrzenie frekwencji następuje zwykle w godzinach popołudniowych i wieczornych, ponieważ Election Day jest w USA normalnym dniem pracy i tylko niektóre firmy i instytucje zwalniają pracowników na pewien czas w godzinach pracy, aby mogli zagłosować.

Dzień wyborów przypada zawsze w pierwszy wtorek, po pierwszym poniedziałku listopada. Taka tradycja. Z niedzieli zrezygnowano, bo to dzień święty. Poniedziałek został wykluczony, bo kiedyś do lokalu trzeba było pokonać daleką drogę, a autostradami były jeszcze leśne dukty i drogi przez prerię. Potrzeba było więc czasu na podróż…

A dlaczego pierwszy wtorek listopada? Znowu tradycyjnie, bo trzeba było zdążyć z liczeniem głosów przed grudniowym posiedzeniem Kongresu.