Niemieckie Zgromadzenie Federalne zebrało się dziś w południe w Berlinie, by wybrać 10. prezydenta RFN. Będzie on następcą Horsta Koehlera, który 31 maja nieoczekiwanie ustąpił z urzędu.

REKLAMA

Faworytem w wyborach jest kandydat chadecko-liberalnej koalicji rządzącej, 51-letni premier Dolnej Saksonii Christan Wulff. W Zgromadzeniu Federalnym złożonym z 622 posłów Bundestagu i takiej samej liczby delegatów krajów związkowych koalicja ma bowiem absolutną większość (644 głosy).

Zapewne część polityków i delegatów zgłoszonych przez chadecki blok CDU/CSU oraz liberalną FDP odda jednak swój głos na kandydata, którego wystawiły opozycyjne partie SPD i Zieloni: byłego opozycjonistę w dawnym NRD, pierwszego szefa Urzędu ds. Akt Stasi pastora Joachima Gaucka. W ciągu minionych trzech tygodni charyzmatyczny 70-letni Gauck zyskał ogromną popularność w opinii publicznej i ma za sobą większość mediów.

Nie jest zatem wykluczone, że faworyt Wulff nie uzyska bezwzględnej większości (623 głosów), koniecznej do wyboru zarówno w pierwszej jak i drugiej turze głosowania. Dopiero w trzeciej rundzie wystarczająca jest zwykła większość.

Dlatego też wybory prezydenckie są ważną próbą dla rządu Angeli Merkel. Autorytet jej oraz wicekanclerza szefa liberałów Guido Westerwellego zależy w dużej mierze od tego, jak dalece zdołają zmobilizować oni partyjne szeregi, by zapewnić Wulffowi większość w pierwszej rundzie głosowania.

W wyborach prezydenta RFN kandyduje również polityk postkomunistycznej partii Lewica Luc Jochimsen. Z kolei skrajnie prawicowa Narodowo-Demokratyczna Partia Niemiec (NPD) ponownie zgłosiła kandydaturę pieśniarza Francka Rennicke.

Przedterminowe wybory prezydenckie w Niemczech są konieczne, gdyż z urzędu szefa państwa ustąpił ze skutkiem natychmiastowym Horst Koehler. Uzasadnił swą decyzję kontrowersjami wokół jego wypowiedzi, w której powiązał on udział niemieckich sił w misjach zagranicznych z potrzebą ochrony interesów gospodarczych Niemiec.