Prawie 9 tysięcy uczniów ze wschodnich landów Niemiec rozchorowało się po zjedzeniu posiłku w szkolnej stołówce. Na razie nie wiadomo, co doprowadziło do zatruć. Dostawca jedzenia twierdzi, że nie popełnił żadnego błędu.

REKLAMA

Berlin, Brandenburgia, Turyngia i Saksonia - tam chorujących uczniów i nauczycieli jest najwięcej. Najlżejsze objawy to wymioty, ale dzieci, młodzież i dorośli trafiali do szpitali również z dolegliwościami jelit i żołądka. W ponad dwudziestu przypadkach potwierdzono u nich obecność norowirusów.

Służby nie chcą na razie podać informacji na temat przyczyny masowych zatruć, bo boją się powtórki z ubiegłorocznej sytuacji z epidemią spowodowaną przez bakterię EHEC. Zmarło wtedy w sumie 53 ludzi w Niemczech i Danii. Jako podejrzane wskazano początkowo ogórki z Hiszpanii, co załamało handel warzywami w Europie i skończyło się międzynarodowym skandalem, gdy ostatecznie źródłem zachorowań okazały się kiełki z Egiptu.

Służby uspokajają, że życie żadnego z 9 tys. pacjentów nie jest zagrożone. Specjalna grupa ekspertów analizuje menu ze szkół, gdzie doszło do zachorowań. Jedzenie dostarczała tam jedna firma. Jej władze wydały oświadczenie, że nie wykryły żadnych zaniedbań, które mogłyby doprowadzić do zatruć.