Urwał się kontakt z francuską dziennikarką "Le Figaro" ranną podczas bombardowania syryjskiego miasta Hims. Kobieta na filmie umieszczonym w sieci błaga o pomoc; prosi o natychmiastowe przeniesienie do szpitala. Syryjski reżim - jak alarmują w internecie opozycjoniści - nasilił ataki na miasto; chce zrównać z ziemią bastion rebeliantów.

REKLAMA

Francuskie władze i redakcja "Le Figaro" żądają od syryjskiego reżimu, by umożliwił natychmiastową ewakuację Edith Bouvier. Dziennikarka - według lekarzy - musi jak najszybciej przejść operacje.

Reżim prezydenta Baszara-al-Assada odpowiada, że pomocą dla kobiety ma się zająć miejscowy gubernator. On także ma nadzorować odesłanie do Stanów Zjednoczonych i Francji zwłok dwojga innych dziennikarzy, którzy zginęli w bombardowaniach. Jak jednak twierdzą syryjskie władze: jest to trudne, bo "miasto znajduje się w rękach terrorystów".

Według francuskiego dziennika "Liberation" libańskie służby specjalne mają dowód, iż syryjska armia celowo zbombardowała centrum prasowe w Hims.

Zobacz również:

Na wideo, trwającym 6,5 minuty, które powstańcy zamieścili na YouTubie, Edith Bouvier apeluje o zawieszenie broni w rejonie Hims. Na nagraniu widać także francuskiego fotoreportera Williama Danielsa. Na szczęście dziennikarz, który również pracuje dla "Le Figaro", nie jest ranny.

Bouvier mówi, że udzielono jej pomocy medycznej, lecz teraz wymaga jak najszybciej operacji. Daniels powiedział, że Syryjczycy przewieźli ich nieco dalej od szpitala, który jest bombardowany. Wyjaśnił też, że "jest bardzo ciężko i niebezpiecznie" kontaktować się ze światem zewnętrznym.

Sądzimy, że władze francuskie zdołają nam pomóc najszybciej jak można, bo jest ciężko, nie ma prądu, jest niewiele do jedzenia, a bomby nie przestają wybuchać, co było słychać dwukrotnie podczas nagrania.

Na wideo nie było brytyjskiego fotografa Paula Conroya, który, tak jak Bouvier, w środę został ranny. Według niepotwierdzonych danych miał wyjechać z Hims i opuścić Syrię, by uzyskać pomoc lekarską.

Paryż i Londyn zabiegają o ewakuację rannych dziennikarzy i ciał dwójki tych, którzy zginęli w środę, gdy pociski sił rządowych uderzyły w dom, w którym mieszkali reporterzy. Zabici to Amerykanka Marie Colvin, pracująca dla brytyjskiego "Sunday Timesa", i francuski fotoreporter Remi Ochlik, który niespełna dwa tygodnie temu dostał nagrodę World Press Photo za cykl zdjęć z Libii. Oboje byli doświadczonymi korespondentami wojennymi.

Prezydent Francji Nicolas Sarkozy powiedział, że ich śmierć to "morderstwo" i że winni tego zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. Widziałem zdjęcia (...) chodziło o to, by zbombardować miejsce, gdzie byli dziennikarze - dodał.