Były francuski minister budżetu Jerome Cahuzac, który sprawował tę funkcję jeszcze kilkanaście dni temu, oszukiwał fiskusa. Usłyszał zarzuty, przyznał się do winy i oficjalnie przeprosił za kłamstwa socjalistycznego prezydenta Francois Hollande’a, kolegów z rządu i obywateli.

REKLAMA

Szok jest tym większy, że to właśnie ten polityk - socjalista Jerome Cahuzac - zapowiadał w imieniu rządu bezlitosna walkę z oszustami podatkowymi, żeby uzdrowić finanse publiczne Francji. Został zmuszony do dymisji przez prezydenta Hollande'a 19 marca. Cahuzac zapewniał jednak, że jest niewinny i groził procesami mediom, które podawały informacje o utrzymywanych przez niego w tajemnicy kontach bankowych.

Dzisiaj - po ponad godzinnym przesłuchaniu przez sędziego śledczego - przyznał, że ukrywał przed fiskusem ponad pół miliona euro na kontach w Szwajcarii i Singapurze. Wyjaśnił, że zaczął kłamać - i później trudno mu się było z tego wycofać. Na swoim blogu napisał, że "brakuje mu słów", by określić swoje postępowanie.

Komentatorzy podkreślają, że to ciężki cios dla Hollande’a, który wcześniej publicznie potwierdzał swoje zaufanie dla ministra-przestępcy. Tym bardziej, że notowania prezydenta w sondażach są rekordowo niskie i teraz jeszcze trudniej będzie obywatelom uwierzyć, że można zaufać członkom rządu.

Już w grudniu ubiegłego roku znany nadsekwański portal śledczy "Mediapart" opublikował jednak nagranie jego rozmowy telefonicznej. Przyznaje on, że niepokoi go perspektywa, że ktoś odkryje istnienie jego konta w szwajcarskim banku. Nie wiadomo kto nagrał te rozmowę. Jerome Cahuzac jest z zawodu chirurgiem plastycznym - zarobił fortunę jako właściciel prywatnej kliniki, w której wszczepiano włosy łysiejącym mężczyznom.

Już wcześniej wybuchła burza polemik po objęciu stanowiska premiera przez Jeana-Marca Ayraulta. Polityk ten został bowiem skazany - jako mer miasta Nantes - na pół roku więzienia w zawieszeniu za korupcję. Wielu komentatorów oburzało się, że jest to sprzeczne z wyborczymi obietnicami Francois Hollande'a, który zapowiadał "uzdrowienie polityki".

Do tego media ujawniły, że Hollande, który ostro krytykował swego prawicowego poprzednika Nicolasa Sarkozy'ego za pławienie się w luksusach i używanie prywatnych samolotów, sam nie jest lepszy. Po ogłoszeniu wyników wyborów poleciał prywatnym samolotem z Korezji do Paryża, by przemówić do sympatyków lewicy zebranych na Placu Bastylii. 30 tysięcy euro za godzinę lotu - po to, by wygłosić 10-minutową mowę o walce z biedą - ironizowali komentatorzy. Pieniądze pochodziły z kas Partii Socjalistycznej - czyli m.in. ze składek działaczy.