Przed I turą wyborów we Francji rośnie poparcie dla partii Republique En Marche (LREM) prezydenta Emmanuela Macrona - wynika z piątkowego sondażu. Wskazuje on, że wraz z centrową partią MoDem prezydenckie ugrupowanie zdobędzie w wyborach bezwzględną większość.

REKLAMA

Ogłoszone w piątek wyniki sondażu ośrodka Elabe dla stacji BFMTV wskazują na utrzymujące się poparcie dla założonego niewiele ponad rok temu ugrupowania Macrona.

29 proc. respondentów zadeklarowało zamiar głosowania na wyborczy sojusz LREM/MoDem, co może przełożyć na aż 400 mandatów w Zgromadzeniu Narodowym - oceniają analitycy. Według wyników sondażu głównym ugrupowaniem opozycji będą prawicowi Republikanie, którzy z wynikiem 23 proc. głosów mogą zdobyć 110-150 mandatów w niższej izbie parlamentu.

"Berezyną" natomiast - od bitwy z 1812 roku, w której wojska napoleońskie poniosły ciężkie straty w walce z Rosjanami - media nazywają przewidywany wynik rządzącej Partii Socjalistycznej (PS), na którą głosować zamierza 9 proc. wyborców. Socjaliści, obecnie dysponujący większością, po wyborach mogą liczyć na 15-25 miejsc w Zgromadzeniu Narodowym.

Skrajnie lewicowa Francja Nieujarzmiona Jean-Luca Melenchona, kandydata w kwietniowych wyborach prezydenckich, ma szansę na 11 proc. głosów, a więc na wprowadzenie do parlamentu 12-21 deputowanych.

Skrajnie prawicowy Front Narodowy (FN) Marine Le Pen, któremu sondaż daje 17 proc. głosów, mógłby wprowadzić do parlamentu ok. 15 deputowanych, co pozwoli mu utworzenie frakcji parlamentarnej. Własną frakcję parlamentarną będzie miał prawdopodobnie także centrowa MoDem ministra sprawiedliwości Francois Bayrou.

Pozorne rozbieżności między szacowaną liczbą mandatów a odsetkiem zdobytych głosów wynikają z logiki większościowej ordynacji wyborczej (jednomandatowe okręgi wyborcze i głosowanie w dwóch turach).

Francuscy komentatorzy przypominają, że od początku V Republiki (1958 rok) wyborcy przyznawali w wyborach samodzielną większość partii nowo wybranego prezydenta. Nakłada się na to rezygnacja wśród tych, którzy zagłosowali na przegranych kandydatów w wyborach prezydenckich, oraz "macronomania", jaka ogarnęła media od pierwszych kroków nowego lokatora Pałacu Elizejskiego - komentował Gregoire Poussielgue w ekonomicznym dzienniku "Les Echos".

Niejasna pozostaje sytuacja prawicy. Część kandydatów partii Republikanie już zapowiedziała "krytyczne" poparcie dla polityki Macrona i komentatorzy przypuszczają, że po wyborach wielu innych może pójść ich śladem, nie wykluczając rozłamu.

Politolog Jean-Baptiste Forray ocenił w "Le Figaro", że "kryzys dwóch partii, które od pół wieku rządziły Francją", tj. socjalistów i centroprawicy, wynika z faktu, że zmieniły się one "w ugrupowania interesów wyborczych", a "PS i Republikanie zapominając, że trzeba myśleć, przyspieszyli swój upadek".

Forray zwraca uwagę na zbiurokratyzowanie obu partii i wylicza, że w PS jest 75 sekretarzy krajowych, a Republikanie mają ich 58, do których dodać należy 32 delegowanych. Jednak jeśli się szuka szarych komórek, to nie tutaj - podsumowuje politolog.

Wielu obserwatorów, w tym profesor prawa publicznego Guillaume Drago, ostrzega przed oddaniem wszystkich kluczy do "domu Francja" nowemu lokatorowi Pałacu Elizejskiego. Jak tłumaczy, chodzi o zachowanie niezbędnej przeciwwagi wobec władzy wykonawczej. Wzywa do nieufności wobec "ochotniczego współistnienia" konkurujących z sobą dotąd prądów politycznych.

Przyznając, że Francuzi chcą całkowitego przestawienia układów na szachownicy politycznej, Drago ocenia, że "lepsza jest niewielka większość oparta na ścisłym programie od izby potakiwaczy z najróżniejszych parafii".

Socjolog Luc Rouban kwestionuje "odnowę ludzi i polityki", jaką głosi obóz prezydencki. Zwraca uwagę, że większość kandydatów to "urzędnicy władz regionalnych i gabinetów ministerialnych odpowiedzialni za różne federacje i struktury lokalne". Przekrój socjologiczny tej grupy daleki jest od struktury społeczeństwa francuskiego; przeważają w niej specjaliści od komunikacji i marketingu, wielu przedsiębiorców do niedawna było asystentami parlamentarnymi - wskazuje Rouban.

Taka koncentracja (przedstawicieli) wyższych kategorii sektora prywatnego prowadzi do niemal całkowitego wyeliminowania robotników i pracowników niższych szczebli. Jeśli będzie to większość bezwzględna (w parlamencie - PAP), to będziemy mieć jeden z najbardziej zdominowanych przez elity parlamentów w historii - uprzedza socjolog.

Jeszcze bardziej krytyczny jest popularny we Francji filozof Michel Onfray, według którego zasługa Macrona polega na tym, że głosząc odnowę, skupił pod swym sztandarem porozrzucanych dotąd po różnych partiach "czcicieli Maastrichtu", czyli mniej lub bardziej konsekwentnych zwolenników europejskiego federalizmu. Wszyscy rozumieją tę dialektykę. Oczarowuje się, jest się wybranym i się zdradza - każdy widzi, że tak kręci się świat polityki, zarówno na lewicy, jak i na prawicy - ocenia filozof.

W wyborach wybieranych będzie 577 deputowanych Zgromadzenia Narodowego, czyli izby niższej francuskiego parlamentu. Pierwsza tura odbędzie się w najbliższą niedzielę 11 czerwca, a druga - 18 czerwca.

(az)