Biciem, groźbami, odbieraniem paszportów – tak zmuszano Polaków do popełniania przestępstw w Szwecji i Norwegii. Wiadomo już o ponad 100 takich przypadkach. Polacy wyjeżdżali do Skandynawii mamieni obietnicami pracy, na miejscu zmieniano jednak „reguły gry”.

REKLAMA

Sprawa wymuszanych kradzieży stała się głośna w szwedzkich mediach po tym, jak w połowie lutego w areszcie w Malmoe samobójstwo popełnił 34-letni Paweł z Rawicza. W tej chwili na proces czeka 18-letni Marcin z Wałbrzycha. Miał pracować w Szwecji jako murarz. W zeszły wtorek został zatrzymany przez ochronę jednego ze sklepów w Malmoe. Ukradł koszule wartości blisko 5,5 tysiąca koron.

Marcin – jak informuje nasz reporter – został już przesłuchany przez prokuratora. Jego zeznania, co ciekawe, były tłumaczone przez telefon. Dziennikarzom jednej z gazet w Malmoe wyjaśniał, że nie miał innego wyjścia. Porzuciliby mnie na parkingu, a ja nie znam języka i nie poradziłbym sobie - mówił.

Pierwsza rozprawa w jego sprawie w przyszłym tygodniu. Mam nadzieje, że dostanę łagodny wymiar kary i będą mógł szybko wrócić do domu -mówi dziś roztrzęsiony Polak. Ale śledztwo dotyczące zmuszania Polaków do kradzieży obejmuje znacznie więcej osób – ponad 100.

To właśnie do polskiego konsulatu w Malmoe najczęściej zgłaszają się ofiary bandytów. Konsulat w Malmoe znajduje się na szlaku dróg prowadzących np. z Oslo do promów płynących do Polski z Ystad. Jak się okazuje nie wszyscy Polscy zatrzymani przez szwedzką policję chętnie z nią współpracują. Utajniają niektóre informacje na temat adresów, nazwisk, sposobów werbowania. Nie życzą sobie kontaktów z konsulatem do czego mają oczywiście prawo – mówi główny konsul Polski w Malmoe Gerard Pokruszyński.

Polski konsulat apeluje więc do rodaków, aby sprawdzać pośredników oferujących pracę w Skandynawii.