Armenia zgłosiła pierwszą na swoim terytorium cywilną ofiarę śmiertelną konfliktu z Azerbejdżanem. MSZ w Erywaniu podało, że w wyniku azerskiego ostrzału artyleryjskiego i ataku dronów jedna osoba zginęła w mieście Wardenis. Azerscy prokuratorzy z kolei oskarżają Armenię o zabicie 12 cywilów z ich kraju.

REKLAMA

Armenia i Azerbejdżan wzajemnie oskarżają się o ataki poza strefą konfliktu w Górskim Karabachu. W odpowiedzi na informacje o śmierci cywila Baku oświadczyło, że armia armeńska ostrzelała region Daszkesanu w Azerbejdżanie, czemu Erywań zaprzeczył.

Dotychczasowe informacje na temat ofiar i rannych w konflikcie są rozbieżne. Według Górskiego Karabachu zginęło 58 jego żołnierzy, a także dwoje cywilów. Tymczasem armeński rzecznik praw człowieka Arman Tatojan oświadczył, że czterech cywilów z Górskiego Karabachu zginęło, a kilkudziesięciu zostało rannych. Prokuratorzy z Azerbejdżanu oskarżają swoich sąsiadów, że w wyniku ich ataków zginęło 12 azerskich cywilów, a 35 innych zostało rannych.

Wcześniej resort obrony Armenii przekazał, że około 200 żołnierzy zostało rannych, lecz większość z nich doznała lekkich obrażeń i powróciła już do działań.

We wtorek pomoc Azerbejdżanowi zapowiedziała Turcja, która Górski Karabach uważa za teren okupowany przez separatystów związanych z Armenią. Turcja będzie w pełni zaangażowana w pomoc Azerbejdżanowi w odzyskaniu okupowanych ziem oraz w obronie jego praw i interesów na mocy prawa międzynarodowego - powiedział dyrektor ds. komunikacji w gabinecie prezydenta Fahrettin Altun.

Jego zdaniem Azerbejdżan "po prostu stara się zapewnić bezpieczeństwo ludności cywilnej w pobliżu linii frontu i wyzwolić okupowane ziemie". Świat nie może sobie pozwolić na równe traktowanie agresora i pokrzywdzonego w imię tzw. zasady neutralności - oświadczył Altun.

W poniedziałek władze Turcji oświadczyły, że Armenia "musi zaprzestać okupowania ziem w Azerbejdżanie" i - jak to ujęto - odesłać z powrotem "najemników i terrorystów", których sprowadziła z zagranicy w celu zapewnienia stabilności w regionie Górskiego Karabachu.

W odpowiedzi na ten apel władze Rosji zaapelowały do Ankary o "zaprzestanie dolewania oliwy do ognia". Z kolei Unia Europejska stwierdziła, że sytuacja w regionie jest "bardzo niepokojąca" i jakąkolwiek ingerencję w konflikt uważa za "niedopuszczalną".

Najnowsze walki między siłami Armenii i Azerbejdżanu rozpoczęły się w niedzielę rano i są najcięższe od 2016 roku. Starcia wywołują obawy o stabilność na Kaukazie Południowym.