Ponowne zaognienie konfliktu Armenii i Azerbejdżanu wywołało niepokoje, że dojdzie do kolejnej dużej wojny w regionie. Jak mówił w radiu RMF24 analityk Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Górecki, Baku raczej nie jest zainteresowane starciami na większą skalę. Wszystko przez interesy, jakie Azerbejdżan ubija teraz z Unią Europejską.

REKLAMA

Tomasz Terlikowski, RMF24: W starciach na granicy Armenii i Azerbejdżanu kilku cywilów zostało rannych, a co najmniej 49 żołnierzy zginęło. Tak Armenia ocenia straty podczas nocnych starć z azerskim wojskiem na granicy obu tych krajów. To kolejna odsłona trwającego od dziesięcioleci konfliktu o Górski Karabach. Premier Armenii mówi o zaplanowanym przez Azerów ataku a Azerowie o zakrojonej na szeroką skalę próbie sabotażu ze strony Ormian. Od rana obowiązuje kruche zawieszenie broni. Jest sporo niewiadomych, które spróbujemy wyjaśnić razem z naszym gościem. Połączyliśmy się z Wojciechem Góreckim, analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich, autorem książek reporterskich o Kaukazie i Azji Centralnej. Witam serdecznie.

Wojciech Górecki: Dzień dobry.

Panie Wojciechu, władze Armenii i Azerbejdżanu przedstawiają oczywiście różne wersje wydarzeń. Która z nich pana zdaniem jest najbardziej prawdopodobna?

Mamy oczywiście dwie skrajne narracje, których się nie da pogodzić. Natomiast w obu tych przypadkach wydaje się pewne, że to Azerbejdżan rozpoczął tę fazę eskalacji, czy to będąc prowokowany, - jak sam twierdzi - czy też bez takiej prowokacji. Można zastanawiać się dlaczego ta eskalacja była potrzebna. I to już mogą być dywagacje sięgające nawet wydarzeń na Ukrainie, bo być może właśnie korzystając z okazji, że oczy Rosji, która gwarantuje porozumienie w Karabachu kończące wojnę 2020 roku tzw. drugą wojnę karabachską, zwrócone są gdzie indziej, na Ukrainę właśnie. I korzystając z tego, że Rosja jest na Kaukazie bierna, jak również korzystając ze wsparcia Turcji Azerbejdżan próbuje doprowadzić sprawę, mówiąc kolokwialnie, do końca, czyli wymusić na Armenii doprowadzenie do realizacji wszystkich postanowień porozumienia, które zakończyło wojnę w 2020 roku i przede wszystkim Azerbejdżanowi chodzi o otwarcie drogi prowadzącej z właściwego terytorium zasadniczego Azerbejdżanu do eksklawy nachiczewańskiej przez terytorium Armenii, i dalej do Turcji.

Według doniesień Ormian ostrzelane przez Azerów zostały między innymi miasta Kapan, Goris i Jarmuk. Czy te doniesienia się potwierdzają?

Tak. To jest sprawa dość poważna, dlatego że te ostrzały objęły również cele nie w strefie konfliktu o Górski Karabach, czyli na terenie Azerbejdżanu, tylko na terytorium Armenii. Przy czym, z tego co czytam z doniesień, to raczej były w większości cele wojskowe. Oczywiście jakieś cywilne też zostały trafione, ale w większości jednak zdaje się, że celowano w wojskowe. No i dowodem na to by były te dane, które pan przytoczył, czyli że większość ofiar to żołnierze. No niestety tych ofiar bardzo dużo. To świadczy o bardzo gwałtownych walkach.

Teraz trzeba zadać pytanie, czy to jest poważny konflikt, czy zapowiada się na dłuższą wojnę? Widać, że te reakcje dyplomatyczne są jednak dość mocne. I Iran, i Rosja, i Francja, i Turcy reagują dość silnym zaniepokojeniem. Czy to są tylko słowa, czy rzeczywiście to się jakoś może wymknąć spod kontroli i doprowadzić do dużo większej eskalacji?

Oczywiście zawsze istnieje ryzyko, że się wymknie się spod kontroli, natomiast tutaj nie wydaje mi się, żeby Baku, które ma inicjatywę w tym momencie, było zainteresowane jakąś wojną na większą skalę. Dlatego, że po pierwsze Baku w tej chwili negocjuje z Unią Europejską zwiększenie dostaw gazu. Wojna nie jest potrzebna, nie pomogłaby w realizacji tego typu dostaw. Poza tym Baku ma nadzieję na zagospodarowanie tych terenów, które Azerbejdżan przejął po swoim zwycięstwie w 2020 roku. Po trzecie równolegle toczy się proces pokojowy. Przywódcy Armenii Azerbejdżanu 31 sierpnia, a więc nie tak dawno temu, spotkali się w Brukseli, umówili się na kolejne spotkanie, polecili swoim szefem dyplomacji przygotowanie projektu porozumienia pokojowego. Czyli tutaj raczej bym odczytywał to, co się stało, chociaż dalszej eskalacji wykluczyć nie mogę, raczej w takich naciskach bardzo brutalnych, mających na celu właśnie skłonienia Armenii do jak najszybszego zawarcia porozumienia na warunkach korzystnego Azerbejdżanu.

To mamy do czynienia z takim miejscem, które jest istotne dla bardzo wielu mocarstw. A zatem, czy to jest rozgrywka tylko pomiędzy Azerbejdżanem i Armenią, czy ktoś jeszcze, choćby z tych okolicznych imperiów, mocarstw, ma interes w tym, żeby tam się coś działo? Mówiąc inaczej - czy to jest tylko rozgrywka między tymi dwoma państwami, czy to jest trochę też jakaś wojna zastępcza?

Jest to niewątpliwie wojna zastępcza. Zresztą to jest konflikt, który ma bardzo długą historię. Tak jak pan wspomniał, to są dziesięciolecia, mówimy o końcu lat 80., kiedy się to zaczęło. Konflikt przechodził przez różne fazy, w tym dwie fazy takiej ostrej wojny 92-94 i właśnie na jesień 2020. No i oczywiście tradycyjnie za Armenią stała Rosja, a za Azerbejdżanem Turcja. Z tym, że zmienił się też układ sił przez te kilkadziesiąt lat. Rosja znacznie osłabła, nie jest w stanie gwarantować tego, co Ormianie sądzili, że będzie gwarantować, czyli bezpieczeństwo Górskiego Karabachu, który taką republiką separatystyczną jest do tej pory, tylko troszkę w innych teraz realnie granicach. Natomiast pozycja Turcji wzrosła. Turcja wykorzystuje konflikt karabachski do tego, żeby się umocnić na Kaukazie, oczywiście siłą rzeczy też uszczuplając miejsce, które zajmowała Rosja.

Teraz bardzo wiele zależy, jak Rosja będzie reagować. Na razie mamy reakcję werbalną. Rosja co prawda się przyznaje, że to dzięki jej mediacjom doprowadzono do zawieszenia broni. Nie wiemy jednak, na ile trwałe będzie to zawieszenie broni. Tylko co dalej? Czy Rosja, która posiada siły pokojowe, odpowie na prośbę Armenii, która wystąpiła oficjalnie do tego postsowieckiego NATO, czyli Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym o interwencję. Czy jakaś chociażby symboliczna misja zostanie wysłana? No to by świadczyło, że wpływy Rosji cały czas są spore, zwłaszcza gdyby się udało na przykład kontyngent kazachski tam dołączyć. Kazachstan ostatnio bardzo sceptycznie odnosi się do roli Rosji na obszarze poradzieckim. Czy też się nic nie wydarzy, co będzie świadczyło jednak o erozji wpływów rosyjskich na Kaukazie Południowym i całym południu WNP. A to wszystko ma miejsce w przededniu bardzo ważnego szczytu innej organizacji skupiającej sporo obszaru państw poradzieckiego, czyli Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Za parę dni będziemy mieli ten szczyt w Samarkandzie w Uzbekistanie. Dojdzie tam do spotkania Putina z przywódcą chińskim Xi Jinpingiem. I tutaj jeśli Rosja żadnych ruchów nie wykona, no to jednak postawi ją w słabszej pozycji. Już ją w słabszej pozycji stawia to, że mając siły pokojowe na terenie strefy konfliktów, nie jest w stanie zapobiegać kolejnym eskalacjom.