Znamy pierwszy kompromis premiera Mateusza Morawieckiego na unijnym szczycie w Brukseli. W zamian za obietnicę Polski o konstruktywnej postawie przy podejmowaniu kolejnych decyzji ws. ocieplenia klimatu do końcowych wniosków z rozpoczynającego się dzisiaj szczytu wpisano Katowice jako miasto, które będzie gościć przyszłoroczną konferencję klimatyczną. Dostęp do dokumentu z końcowymi wnioskami uzyskała Katarzyna Szymańska-Borginon. Ten kompromis - jak zauważa korespondentka RMF FM - ma jednak głębszy wymiar: jest sygnałem wysłanym Brukseli przez Morawieckiego. Z nieoficjalnych informacji naszej dziennikarki wynika, że rząd Morawieckiego liczy na ustępstwa Brukseli w sprawach praworządności w zamian za ustępstwa w sprawach klimatu.

REKLAMA

Zobowiązanie do przyjęcia kolejnej legislacji klimatycznej, które zapisano w projekcie wniosków ze szczytu, jest i tak "pustą" deklaracją głównie na potrzeby Francji, która z polityki klimatycznej i realizacji postanowień szczytu klimatycznego w Paryżu zrobiła jeden z swoich priorytetów.

Tymczasem od przyjęcia w listopadzie reformy ETS (europejskiego systemu handlu pozwoleniami na emisję CO2) nie ma dla Polski nic ważniejszego do ugrania w sprawach klimatu. Konstruktywna postawa w tej kwestii może więc nam przynieść tylko korzyści.

Nieoficjalnie mówi się, że w zamian Polska oczekuje przynajmniej wyrozumiałości w kwestii praworządności, a więc przymknięcia oczu na nowe ustawy o sądownictwie.

Czy zamysł Morawieckiego się powiedzie? Na razie - jak wynika z ustaleń dziennikarki RMF FM - Bruksela do planu podchodzi dosyć sceptycznie.

Mamy wspólną platformę porozumienia z Polską, jeśli chodzi o klimat. Widać, że możemy się porozumieć nawet w tak trudnych sprawach, ale to nie zmienia naszej oceny praworządności w Polsce - powiedział Katarzynie Szymańskiej-Borginon wysoki rangą dyplomata dużego kraju Unii. Oznacza to, że kwestie praworządności mogą okazać się dla polskich partnerów w Unii jednak kwestią zasad, z których się nie rezygnuje - nawet za cenę interesów. Tym bardziej, że sprawy zaszły za daleko i Komisja Europejska raczej nie zrezygnuje z wniosku o uruchomienie artykułu 7 Traktatu UE, który w ostateczności przewiduje sankcje.

Rząd PO-PSL przy każdej nowej regulacji klimatycznej krzyczał "nie", a potem i tak był przegłosowywany na unijnych radach. Pozywał Komisję Europejską do Trybunału UE, a potem znowu przegrywał. Taka postawa w UE nic nie daje, budzi tylko niechęć - wyjaśnia jeden z rozmówców dziennikarki RMF FM.

Rząd Morawieckiego chce uzyskać typowy unijny kompromis na zasadzie: "Ja ustąpię w tym, a ty w zamian odpuścisz mi w innej sprawie".

W Brukseli już zauważono zmianę postawy polskiego rządu w sprawach klimatycznych. Pierwszym sygnałem była polska decyzja z listopada, żeby nie sprzeciwiać się, a jedynie wstrzymać od głosu, gdy przyjmowano reformę ETS. Wówczas już mówiono, że do kompromisowej postawy Polski przyczynił się ówczesny wicepremier, minister finansów i rozwoju Mateusz Morawiecki. A sprawa była dla Polski trudna, bo nie było do końca pewności, czy z funduszu modernizacji energetyki będzie jeszcze mogła korzystać energetyka węglowa w naszym kraju - a nie tylko ten sektor w uboższych od nas Rumunii i Bułgarii.

Kompromis unijni ambasadorzy powitali owacją na stojąco. Taki pokaz emocji rzadko zdarza się w brukselskim świecie urzędników.

Polska tak czy inaczej nie byłaby w stanie zablokować porozumienia, bo nie miała za sobą mniejszości blokującej - Morawiecki radził więc wówczas, by wstrzymać się od głosu, licząc, że uda się ugrać coś w innych sprawach. Teraz stosuje tę samą metodę.

Czy się to uda i czy kraje UE zgodzą się na targi na zasadzie: klimat za praworządność? Piłka w grze...


(e)