Zła pogoda zdaniem władz Rosji była przyczyną katastrofy pasażerskiego samolotu Tu-154 koło Doniecka we wschodniej Ukrainie. Rosjanie wykluczyli zamach terrorystyczny. W wypadku zginęło 169 osób. Maszyna leciała z południa Rosji do Petersburga.

REKLAMA

Na razie oficjalnie podano, że piloci samolotu, który leciał znad Morza Czarnego do Petersburga, próbowali ominąć front burzowy i wznosili się z pułapu 9 tysięcy metrów. Jednak na poziomie 10 kilometrów, jak się przypuszcza na pokładzie wybuchł pożar. Rosyjscy eksperci sądzą, że mogła go wywołać np. błyskawica, która trafiła w samolot. Załoga samolotu wysłała sygnał SOS i najpewniej próbowała awaryjnie lądować w polu bez wypuszczania podwozia.

O błyskawicy mówią także świadkowie katastrofy. Leciał samolot, a później uderzył piorun. Potem, gdy on popatrzył na ten samolot, zobaczył jak samolot zaczyna ostro lecieć w dół i w końcu spadł na pole - mówi młody chłopak, który opowiada, co widział jego kolega.

Rosyjscy i ukraińscy eksperci twierdzą, że na pewno przyczyną katastrofy nie był zamach terrorystyczny. Ich przekonanie bierze się stąd, że samolot nie rozpadł się na kawałki w powietrzu, a piloci do końca próbowali przeprowadzić awaryjnie lądowanie. Gdyby na pokładzie Tu-154 wybuchła bomba, fragmenty kadłuba rozleciałyby się na dziesiątki kilometrów. Świadkowie twierdzą, że samolot spadł w całości. - Byliśmy w mieszkaniu. Ten samolot bardzo głośno huczał. Wyjrzeliśmy oczywiście, żeby zobaczyć, co tak huczy i zobaczyliśmy, że spadał jak płatek – kołysał się z boku na bok, potem zawirował, spadł i zaraz wybuchł - opowiada mieszkanka wioski, obok której rozbił się samolot.

Służby ratownicze ugasiły już wrak samolotu. Trwa wydobywanie ciał ofiar. Nadal nie udało się odnaleźć czarnych skrzynek samolotu.

Pasażerowie rozbitego samolotu to w większości urlopowicze, którzy wracali znad morskich kurortów. Wśród nich było prawie 40 dzieci. Z ostatnich doniesień wynika, że wśród ofiar są obywatele Holandii, Uzbekistanu oraz Tadżykistanu.

Odrzutowy Tupolew 154 należał do rosyjskich linii lotniczych Pułkowo i leciał z południa Rosji - z kurortu Anapa do Petersburga. Część lotu na tej trasie odbywa się nad terenem Ukrainy. Prezydent Władimir Putin polecił powołanie specjalnej komisji, która zajmie się wyjaśnieniem przyczyn tragedii. Rosjanie wysłali już na miejsce katastrofy swoich specjalistów.

Na lotnisku w Petersburgu, dokąd leciał samolot, utworzono prowizoryczne centrum pomocy dla rodzin ofiar. Krewnym pomagają ratownicy i psychologowie.

Tu-154 to nie najnowsza konstrukcja

Prototyp został oblatany pod koniec lat 60., a pierwsze seryjne samoloty weszły do użytku w 1972 roku. Jednak w lotnictwie dobre konstrukcje są w powietrzu latami. Tak jest w przypadku Tu-154. To maszyna bardzo podobna do amerykańskiego Boeinga 727. To nieduży samolot. W zależności od wersji zabiera na pokład od 160 do 180 osób. W pełni zatankowany waży około 100 ton. Charakterystyczne jest umiejscowienie trzech silników na końcu kadłuba. Na całym świecie lata około 700 takich maszyn.

Około 70 procent maszyn należących do rosyjskiej floty powietrznej to odziedziczone w spadku po ZSRR. Ich zużycie także szacuje się w granicach 70 procent. Najgorzej sytuacja wygląda w małych liniach, a w Rosji jest około 200 przewoźników. Linie Pułkowo, do których należała rozbita maszyna, to jednak jeden z największych rosyjskich przewoźników o uznanej renomie.

Ukraińska telewizja podała, że rozbity samolot był stosunkowo nowy jak na realia lotnicze – zbudowano go w 1992 r.

Tu-154 latają polskie VIP-y

Polskie linie lotnicze wycofały już Tupolewy z użytku. W połowie lat 90. zastąpiły je Boeingami. Ciągle dwa Tu-154 są jednak używane przez najważniejsze osoby w państwie. Zdaniem polskich pilotów Tu-154 to doskonale i bezpieczne maszyny, pod warunkiem, że są na bieżąco poddawane przeglądom. Polskie samoloty były na takim przeglądzie ostatnio w Moskwie w kwietniu i maju. Rosyjscy technicy sprawdzili płatowiec i silniki i według ich zapewnień polskie VIP-y mogą się w nich czuć bezpiecznie.

Tu-154M o numerach taktycznych 101 i 102 różnią się od liniowych samolotów używanych za wschodnią granicą. Mają zachodnią awionikę i lepsze wyposażenie elektroniczne, pozwalające im np. latać za ocean. Jak zapewnił reportera RMF dowódca specjalnego pułku lotniczego, który lata Tupolewami z każdej katastrofy takiej maszyny wyciąga się wnioski dotyczące eksploatacji, a raporty o przyczynach tragedii czyta bardzo uważnie również na warszawskim Okęciu.