​To nie była akcja wykonana pod impulsem, ale zaplanowana zemsta połączona z samobójstwem - tak to, co w Münsterze zrobił 48-letni Jens R., oceniają niemieccy specjaliści. Mężczyzna w sobotnie popołudnie wjechał półciężarówką w siedzących przed restauracją ludzi. Zabił 2 osoby, potem sam się zastrzelił.

REKLAMA

Jens R. zostawił po sobie list pożegnalny, a w zasadzie manifest, bo rozesłany do znajomych i sąsiadów dokument liczy aż 92 strony. Dotarli do niego dziennikarze niemieckiego "Bilda". To łzawa historia życia zabójcy z Münsteru.

Na jego łamach Jens R. za swoje niepowodzenia życiowe wini wszystkich: rodziców, sąsiadów, kontrahentów, lekarzy, ubezpieczycieli i znajomych. Mężczyzna rozesłał to pocztą elektroniczną 9 dni przed tym, jak wsiadł za kierownicę ciężarówki, by rozbić się na ścianie restauracji, miażdżąc po drodze stoliki z kawiarnianego ogródka i ludzi, którzy przy nich siedzieli.

Jens R. w swoim manifeście opisał, że problemy miał od dzieciństwa. Jego rodzice mieli go izolować i maltretować. Jego ojciec miał go ciągle kontrolować i znęcać się nad nim. Gdy miał 7 lat chciał popełnić samobójstwo. Swoich rodziców obwinia o to, że nie był w stanie zawiązać relacji z kobietami. Doszedł do tego strach, że zostanie napiętnowany jako homoseksualista. Mężczyzna zaczął nadużywać alkoholu, miał ataki paniki.

Często opowiadał o swojej sytuacji wręcz w monologach

Zamachowiec z Münsteru był swojego czasu odnoszącym sukcesy projektantem mebli. Jego produkty zdobywały nawet nagrody na targach. W 1998 roku zdobył wyróżnienie za projekt szafki z lustrem, rok później - za lampę. Z czasem przyszedł kryzys. Kontrahenci przestali płacić za zlecenia.

W 2015 roku Jens R. przeszedł operację pleców. Nieudaną. Od tego czasu cierpiał na silne bóle. W swoim manifeście skarżył się na lekarzy, którzy go okaleczyli, ale też na firmy ubezpieczeniowe, które nie wypłaciły mu należnego odszkodowania. Jego sąsiedzi twierdzą, że mężczyzna mógł nie zdawać sobie sprawy ze swoich problemów psychicznych. Mówią o nim, że był "dziwny". Często opowiadał o swojej sytuacji wręcz w monologach. Znany był policji. Toczyło się przeciwko niemu 5 postępowań o groźby i oszustwa, nigdy jednak nie został skazany.

Według zapytanego przez "Bild" policyjnego profilera Axela Petermanaa, Jensowi R. zależało na tym, by odejść z hukiem, nie wyklucza, że jego celem była zemsta. Pokazanie światu, na co go stać.

Drugi możliwy powód, jaki wymienia ekspert, to chęć zwrócenia na siebie uwagi. Dlatego zaplanował atak tak, by wyglądał na dzieło terrorystów. W jego samochodzie znaleziono podejrzane druty, ciało mężczyzny musiał sprawdzić policyjny robot. Niewykluczone, że inspirował się zamachami dokonanymi przy użyciu samochodów przez muzułmańskich terrorystów. Wiedział, jak wielkie zagrożenie może spowodować.

Nie wiadomo, czy restaurację na starówce wybrał celowo, czy zdecydował pod wpływem impulsu, gdzie uderzy. Jens R. mieszkał dokładnie 2 kilometry od miejsca, w którym wjechał w tłum klientów restauracji. Na miejscu zginęły dwie osoby, 20, w tym 13-letnie dziecko, trafiło do szpitala.

(az)