Francuski prezydent-elekt Francois Hollande już po raz drugi w ostatnich trzech dniach ściągnął na siebie krytykę brytyjskich mediów. Tym razem poszło o stwierdzenie, że "Wielka Brytania ma taki stosunek do Europy jak do sklepu samoobsługowego".

REKLAMA

Wypowiedź, która odbiła się w Wielkiej Brytanii sporym echem, pojawiła się na francuskojęzycznej wersji portalu "Slate". Europa to nie kasa, a w jeszcze mniejszym zakresie samoobsługowa restauracja - oświadczył Hollande.

Pytany, jaką postawę przyjmie wobec brytyjskiego premiera Davida Camerona, który odmówił przyjęcia go, gdy prowadził kampanię wyborczą wśród społeczności francuskiej w Londynie, Hollande odparł, że spotka się z nim w nieodległym czasie.

Brytyjczykom dostało się kolejny raz

Zaznaczył przy tym, że skorzysta ze spotkania, by dać wyraz swej antypatii dla londyńskiego City, będącego siedzibą międzynarodowej finansjery. Wcześniej pod adresem Brytyjczyków odpalił salwę krytykując ich za domniemaną "obsesję" na punkcie ochrony City przed unijnymi inicjatywami.

Brytyjczycy byli szczególnie bojaźliwi w sprawach finansowych regulacji i skoncentrowani są tylko na interesach City. Stąd ich powściągliwość wobec planów podatku od transakcji finansowych i harmonizacji polityki fiskalnej na szczeblu europejskim - dodał prezydent-elekt.

Hollande wypomniał też północnym sąsiadom, że są "stosunkowo obojętni" na los strefy euro, co w zawiły sposób tłumaczył pozycją Banku Anglii.

Będą problemy?

Dziennik "Daily Mail" zaznacza, że pieniądze brytyjskiego podatnika wykorzystywane są dla wsparcia strefy euro (poprzez zwiększenie brytyjskiego wkładu do MFW) i w wypowiedzi francuskiego socjalisty dopatruje się tonu pogróżki.

Portal "Politics" nie wyklucza, że stosunki Londynu z Paryżem mogą ulec ochłodzeniu po inauguracji lewicowego polityka na urzędzie prezydenta Francji. "Politics" przypomina, że Hollande ma o wiele lepsze stosunki z liderem opozycji laburzystą Edem Milibandem niż z premierem Cameronem.

Rząd brytyjski przeciwny jest podatkowi od transakcji finansowych z obawy, że zaszkodziłby on konkurencyjności londyńskiego City.