Krwawy festyn z bykiem, tzw. Toro de la Vega, który wywołuje w Hiszpanii coraz większe kontrowersje, odbędzie się jak co roku, ale po raz pierwszy jego uczestnicy nie będą mogli zabić zwierzęcia. Tak zdecydowały władze regionu autonomicznego Kastylia-Leon.

REKLAMA

Toro de la Vega, którego korzenie sięgają 1534 roku, odbywa się co roku we wrześniu w miejscowości Tordesillas w środkowej Hiszpanii. Uczestnicy festynu, konno lub pieszo, gonią byka i na oczach widzów dźgają go lancami zakończonymi metalowymi szpikulcami, aż wycieńczone zwierzę daje się zabić "bohaterowi" dnia.

W ostatnich latach narastały protesty przeciwników "zabawy", którzy nazywali ją brutalną i domagali się zakazania jej. W ubiegłym roku, mimo większej niż zwykle obecności policji, podczas festynu doszło do starć między jego przeciwnikami a zwolennikami.

Wysoki rangą przedstawiciel władz Kastylii-Leon Jose Antonio de Santiago-Juarez powiedział, że decyzję podjęto, by chronić festyn i uniknąć całkowitego zakazu.

Chodzi o ochronę 500-letniej tradycji. Alternatywą było wprowadzenie pełnego zakazu - tłumaczył na konferencji prasowej.

Hiszpańska partia polityczna zrzeszająca obrońców praw zwierząt o nazwie Pacma z zadowoleniem przyjęła tę decyzję, pisząc na Twitterze, że "zabójcze lance Toro de la Vega zostały złamane". Lider skrajnie lewicowej partii Podemos, która w grudniowych wyborach parlamentarnych uplasowała się na trzecim miejscu, Pablo Iglesias, także pochwalił decyzję. Festyn Toro de la Vega jest poniżej godności naszego kraju - napisał. Z kolei wiceszef komitetu organizacyjnego Toro de la Vega Ramon Muelas oświadczył, że Tordesillas "będzie walczyć o swą najcenniejszą tradycję", i ostrzegł, że zakaz zabicia byka "może wywołać konflikt".

Decyzję podjęto w czasie, gdy utrzymuje się napięcie między przeciwnikami corridy a tymi, którzy zaciekle bronią tej tradycji. Na corridzie odbił się niedawny kryzys gospodarczy w Hiszpanii i mniejsze dopłaty przyznawane przez nowe lewicowe władze wielu miast.

(mal)