25 tysięcy euro odszkodowania żąda paryżanin, który żył w składziku na miotły o powierzchni półtora metra kwadratowego. Przez 15 lat wynajmował go za 330 euro miesięcznie. Twierdzi, że został oszukany przez pozbawioną skrupułów właścicielkę.

REKLAMA

55-letni artysta malarz zaskarżył do sądu właścicielkę malutkiej kawalerki na poddaszu, kiedy dowiedział się, że według obowiązującego prawodawstwa ma ona oficjalnie półtora metra kwadratowego. Wynajmowanie jej było więc nielegalne.

W praktyce pomieszczenie używane wcześniej do składowania mioteł miało około 4 metrów kwadratowych, ale było w niej tylko jedno miejsce (a ściślej mówiąc 20-centymetrowy pas wzdłuż jednej ze ścian), w którym mógł stanąć wyprostowany. Według prawa mieszkanie musi mieć co najmniej 1,8 m wysokości. Mężczyzna żył więc nieustannie zgięty. Nawet wchodząc do pomieszczenia przez miniaturowe drzwi musiał się schylać.

Wyjaśnił, że wydawało mu się, iż nie miał wyboru, bo bez stałych zarobków była to jedyna oferta mieszkaniowa, którą mu zaproponowano. Bał się, że jeżeli się z niej wyprowadzi, to stanie się kloszardem, bo wynająć mieszkanie w Paryżu jest bardzo trudno. Ceny są wysokie, a właściciele żądają od lokatorów astronomicznych gwarancji finansowych.

Organizacja charytatywna znalazła mu jednak teraz aż 40-metrowe mieszkanie komunalne, za które płaci niewiele więcej niż za lokal, w którym spędził zgięty dużą część życia i w którym wcześniej składowano miotły.