Nieudany zamach stanu, do jakiego doszło w Turcji w nocy z piątku na sobotę, dowodzi, że w kraju tym era wojskowych puczów już się skończyła - twierdzi część ekspertów. Trudno jest jednak ocenić, kto naprawdę stoi za próbą puczu. Część specjalistów podejrzewa rząd. Analitycy zgadzają się też, że na piątkowej próbie przejęcia władzy, która była przeprowadzona wyjątkowo nieudolnie, najbardziej skorzystał prezydent Recep Tayyip Erdogan.

REKLAMA

Wojskowe przewroty są od lat nieodzowną częścią tureckiej sceny politycznej. Armia turecka uważa siebie za pewnego rodzaju pretorianów, stojących tak jak w starożytnym Rzymie, na straży porządku publicznego. Ale odkąd AKP [Partia Rozwoju i Sprawiedliwości] doszła do władzy, coraz bardziej oczywisty staje się fakt, że sytuacja nie jest już taka sama jak kiedyś. Rządy AKP cieszą się dużym poparciem społeczeństwa, więc próba ich obalenia ma małe szansę uzyskania powszechnej aprobaty. Ostatnie 24 godziny pokazały, że armia nie może już pełnić w Turcji tej samej roli co dawniej. Czasy się zmieniły - tłumaczy Ahmet Sozen, dziekan wydziału nauk politycznych Wschodnio-Śródziemnomorskiego Uniwersytetu w Famaguście.

O tym, że era puczów w Turcji się skończyła świadczy też, wg Sozena, fakt, że prawie natychmiast po rozpoczęciu tego ostatniego, wszystkie największe partie kraju wydały oficjalne oświadczenia, w których go potępiły. Żadna z tych partii nie lubi Erdogana, ale wszystkie zdają sobie sprawę, że gdyby armia przejęła władzę, sytuacja byłaby jeszcze gorsza. Poza tym wszystkie partie pamiętają, że w Turcji przewrót wojskowy oznacza, że partie polityczne przestają istnieć - mówi Sozen.

Wg tureckiego rządu, za piątkowym zamachem stała niewielka frakcja armii tureckiej, związana z Fetullahem Gulenem, muzułmańskim kaznodzieją mieszkającym w Stanach Zjednoczonych, którego Erdogan od kilku lat oskarża o próby zorganizowania w Turcji tzw. równoległego państwa, zmierzającego do przejęcia kontroli nad administracją. W sobotę wieczorem turecki prezydent zażądał od Waszyngtonu jego ekstradycji.

Kto i czy chciał obalić władzę?

James Ker-Lindsay z Londyńskiej Szkoły Ekonomii (LSE) uważa jednak, że zamachowcy równie dobrze mogli być kemalistami, czyli tradycyjnymi zwolennikami Kemala Ataturka i stworzonej przez niego Republiki Tureckiej, której świeckim podstawom ma zagrażać głęboko religijny Erdogan. Naprawdę trudno jest powiedzieć, kto stoi za wypadkami ostatnich 24 godzin - powiedział Ker-Lindsay. Możliwe, że guleniści, bo faktycznie mają obecnie problem z Erdoganem, ale powstaje pytanie, ilu gulenistów jest w tej chwili w armii tureckiej i czy faktycznie byliby w stanie coś takiego przeprowadzić. Scenariusz, że przewrót został zorganizowany przez kemalistów, jest o wiele bardziej prawdopodobny. W pewnym sensie można by to było wtedy opisać jako ostatni podryg kemalistów w armii, bo w ciągu ostatnich 10 lat coraz bardziej tracą oni tam znaczeniu. Młodsi stażem oficerowie są prawie w całości za AKP, czym też może tłumaczyć rozłam, jaki nastąpił w tureckich siłach zbrojnych i dlaczego puczystów była tylko garstka - podkreśla Ker-Lindsay.

Ekspert, który od kilkudziesięciu lat zajmuje się turecką polityką, tłumaczy, że w sierpniu tradycyjnie spotyka się w Turcji Najwyższa Rada Wojskowa, która decyduje o tym, kto w armii zostanie awansowany, kto przeniesiony na mniej ważną pozycję, a kto zmuszony do przejścia na wcześniejszą emeryturę. Fakt, że ten przewrót miał miejsce właśnie teraz, może oznaczać, że być może była to dla puczystów ostatnia szansa, aby go zorganizować. Możliwe, że zdawali sobie sprawę, że w sierpniu część z nich straci wpływy i kluczowe stanowiska i nie będą już mieli tych samych możliwości - spekuluje.

Także Sozen podaje sierpniowe spotkanie Najwyższej Rady Wojskowej jako jeden z powodów, dlaczego pucz odbył się właśnie teraz. Podobno Erdogan planował, że w czasie tego spotkania wiele rzeczy ulegnie zmianie. Jeśli za puczem stoją guleniści, być może wiedzieli, że w siłach zbrojnych nastąpi czystka i że jest to dla nich ostatnia szansa - mówi Sozen.

Wojsko i polityka

Obaj eksperci zgadzają się także co do faktu, że powodem do zamachu stanu były też wzrastające wśród pewnych elementów w armii obawy o przyszłość kraju. Erdogan obsesyjnie chce zmienić system z parlamentarnego na prezydencki. Już teraz jego władza jest niemal absolutna. Od kiedy usunął [w maju premiera Ahmeta] Davutoglu nikt nie może mu się przeciwstawić. Binali Yildirim, nowy premier, jest wiernym lojalistą. Jeśli uda mu się przeprowadzić zmianę konstytucji, zalegalizuje istniejące status quo i nikt nie będzie mógł go już powstrzymać. To także dla wojska bardzo ważna sprawa. Być może, znowu doszli do wniosku, że to ostatni moment - tłumaczy Ker-Lindsay. Dodaje, że prawdziwą ironią losu jest fakt, że piątkowy pucz prawdopodobnie ułatwi tureckiemu prezydentowi osiągnięcie tego ambitnego celu. Zawsze kiedy w Turcji dzieje się coś złego Erdogan mówi, że gdyby panował tam już system prezydencki, a on kontrolował sytuację, to na pewno by do tego nie doszło. Jestem pewien, że tym razem znowu to usłyszymy - mówi Ker-Lidsay.

Sozen z kolei twierdzi, że podczas gdy udany przewrót byłby dla Turcji katastrofą, fakt, że w ogóle miał miejsce, także będzie miał negatywne skutki, ponieważ da Erdoganowi powód do umocnienia władzy i dalszej bezwzględnej eliminacji jakiejkolwiek opozycji. W Turcji zacznie się polowanie na czarownice, i tymi czarownicami będą nie tylko puczyści, ale także ci wszyscy, których Erdogan od dawna chce się pozbyć - mówi Sozen.

Ani Ker-Lindsay, ani Sozen nie wierzą jednak, aby pucz był wydarzeniem zainscenizowanym przez rząd właśnie dla osiągnięcia powyższych celów.

Nawet Erdogan nie zaryzykowałby podobnej sytuacji - powiedział Ker-Lindsay. Śledziłem rozwój wypadków całą noc przed telewizorem. W pewnym momencie nie wyglądało to dla niego za dobrze. Nawet kiedy zaapelował do narodu o pomoc, nie do końca było jasne, kto zareaguje i jak. Przecież w odzewie na ten apel na ulice mogli wyjść jego przeciwnicy i doprowadzić do jego upadku - dodaje.

Rządowa manipulacja?

Innego zdania jest jednak Cengiz Aktar, historyk ze Stambulskiego Centrum Politycznego, który twierdzi, że im bardziej szczegółowo przygląda się wydarzeniom z ostatnich dni, tym bardziej jest przekonany, że pucz był rządową manipulacją.

Być może faktycznie w tureckiej armii, mała grupa oficerów przygotowywała przewrót i rząd się o tym dowiedział i zaczął w tej grze pociągać za sznurki. Po prostu trudno mi uwierzyć, że armia turecka, która jest naprawdę dobrze przygotowana i zdyscyplinowana, mogłaby świadomie zorganizować coś tak zarazem nieudolnego jak i brutalnego. Poza tym na tym puczu skorzystał jedynie Erdogan, który wykorzysta go całkowicie do własnych celów - analizuje Aktar.

Dodaje, że fakt, iż już w kilka godzin po rozpędzeniu zbuntowanych oddziałów, nastąpiły tak duże czystki, w wyniku których aresztowano prawie 2000 żołnierzy a zwolniono z pracy ponad 2700 sędziów, oznacza, że rząd nie działał z zaskoczenia, tylko miał przygotowane zawczasu listy.

Prawdziwie smutne jest także to, że partie opozycyjne co prawda potępiły przewrót, ale w rzeczywistości musiały wybierać między dwoma złymi opcjami: wojskowym puczem i rządami coraz bardziej dyktatorskiego Erdogana - mówi Aktar. Nad tym, co tak naprawdę zaszło w Turcji w piątkową noc, zastanawia się także Yonca Ozdemir z wydziału nauk politycznych Technicznego Uniwersytetu Bliskiego Wschodu (METU).

Dziwny pucz

To był najdziwaczniejszy pucz, o jakim kiedykolwiek słyszałam. Przecież w tym kraju, niestety, mieliśmy już kilka przewrotów i wszyscy od dziecka wiemy, że pucze mają miejsce nad ranem, kiedy ulice są puste. Ten zaczął się w piątek wieczorem, kiedy na zewnątrz było bardzo dużo ludzi. Do końca życia nie zapomnę widoku czołgów próbujących torować sobie drogę wśród typowego dla tej godziny stambulskiego korka - podkreśla Ozdemir. Jak tłumaczy, "ten pucz był po prostu fatalnie przygotowany, zupełnie po amatorsku, a przecież ci, którzy go planowali, musieli sobie zdawać sprawę, że jeśli im się nie uda, to skorzysta na tym tylko Erdogan".

Międzynarodowy konsultant polityczny Yoruk Isik idzie jeszcze dalej i dopuszcza możliwość, że w nocy z piątku na sobotę doszło do tajnego porozumienia między Erdoganem a tureckimi siłami zbrojnymi. Wbrew pozorom armia turecka jest o wiele silniejsza niż wskazują na to obecne okoliczności. Rząd w tej chwili tworzy nową legendę o tym jak naród turecki posłuchał wezwania swojego prezydenta i wyszedł na ulice w obronie demokracji, ale wg mnie, jest całkiem możliwe, że w tym samym czasie, za kulisami, działo się coś jeszcze innego, coś o czym być może dowiemy się o wiele później albo nigdy - mówi Isik.

Wszyscy eksperci zgadzają się, że jedyną stroną, która skorzystała na nieudanej próbie przejęcia władzy w Turcji, jest Erdogan. Pozycja armii uległa dalszemu osłabieniu. Wzmocniła się natomiast znacznie pozycja policji, która razem z siłami bezpieczeństwa odegrała dużą role w procesie odbijania strategicznych budynków zajętych przez puczystów. W sobotę na ulicach Stambułu, tłumy prały żołnierzy przy pomocy pasów. Armia jest upokorzona. Już nie będzie tak szanowana jak kiedyś - dodaje Ozdemir.

(ug)