W ostatniej sekundzie nagrania z kokpitu rosyjskiego airbusa, który rozbił się na egipskim półwyspie Synaj, słychać głośny dźwięk - poinformował szef komisji śledczej badającej katastrofę Ajman al-Mukaddam. Zastrzegł, że jest zbyt wcześnie na wnioski. Na konferencji prasowej w Kairze oświadczył, że śledczy w dalszym ciągu rozważają wszystkie możliwe scenariusze katastrofy samolotu z 31 października.

REKLAMA

Według Mukaddama znalezione na miejscu zdarzenia szczątki maszyny nie pozwalają ustalić charakteru oddziaływań, jakim została poddana. Szef zespołu śledczych oznajmił, że między startem rosyjskiego Airbusa A321 z Szarm el-Szejk, a ostatnimi zarejestrowanymi danymi minęły dokładnie 23 minuty i 14 sekund. Szczątki samolotu są rozrzucone na obszarze 13 kilometrów kwadratowych - dodał.

Odnosząc się do sugestii zachodnich źródeł wywiadowczych, według których przyczyną katastrofy mógł być zamach bombowy, Mukaddam zaznaczył, że jego zespół nie przedstawił żadnych dowodów potwierdzających tę hipotezę.

Kilka godzin wcześniej źródła w egipskich służbach bezpieczeństwa poinformowały agencję Reutera, że władze sprawdzają nagrania z kamer na lotnisku w Szarm el-Szejk, aby ustalić, czy zarejestrowano na nich podejrzaną aktywność. Chcemy ustalić, czy na przykład, ktoś nie przemknął obok kontroli bezpieczeństwa czy wykrywaczy metali. Chcemy także ustalić, czy nie było żadnego podejrzanego zachowania wśród policjantów lub personelu lotniska - powiedział informator agencji.

Jak komentuje Reuter, to pierwsza sugestia, iż egipskie władze mogą podejrzewać, że do katastrofy rosyjskiego samolotu mogło doprowadzić celowe działanie.

Przyczyny tragedii nie są na razie znane, ale eksperci z kilku krajów zachodnich skłaniają się do wersji, że na pokładzie airbusa mogło dojść do eksplozji ładunku wybuchowego umieszczonego w luku bagażowym na lotnisku w kurorcie Szarm el-Szejk.

W katastrofie zginęły 224 osoby, w większości rosyjscy turyści wracający do Petersburga z wakacji w Egipcie.

W piątek zbliżone do śledztwa źródło agencji AFP poinformowało, że analiza dwóch czarnych skrzynek (rejestratorów parametrów lotu i rozmów w kokpicie), zestawiona z ustaleniami z miejsca katastrofy, pozwala dać "zdecydowane pierwszeństwo" hipotezie o zamachu bombowym.

W sobotę londyńskie media poinformowały, że w sierpniu tego roku samolot brytyjskich linii czarterowych Thomson musiał wykonać unik, gdy pilot w czasie lądowania w Szarm el-Szejk zobaczył lecący w stronę maszyny pocisk rakietowy. Anonimowe źródło powiedziało gazecie "Daily Mail", że pocisk miał znajdować się w odległości 300 metrów.

Brytyjskie władze potwierdziły, że doszło do takiego zdarzenia, ale zbagatelizowały jego znaczenie. Ministerstwo transportu podało w oświadczeniu, że przeprowadzone wówczas dochodzenie wykazało, iż samolot nie był celem ataku, a incydent był związany z "rutynowymi ćwiczeniami prowadzonymi w tym czasie przez egipskie wojsko w tym miejscu". Źródło rządowe zdementowało także informację o odległości, na jaką miał zbliżyć się pocisk.

(mpw)