"Widmo krąży po Europie - widmo zimnej wojny" - to jeden z tytułów niemieckiej prasy, komentującej weekendowe starcie rosyjsko-amerykańskie w Monachium na międzynarodowej konferencji o bezpieczeństwie. W sobotę Władimir Putin zaatakował Waszyngton zarzucając mu dążenie do hegemonii.

REKLAMA

Zimna wojna raczej nam nie grozi. Przypomnijmy sobie ten ponury okres – był on globalnym sporem ideologicznym między czerwonym komunistycznym totalitaryzmem a szeroko rozumianą demokracją i kapitalizmem na wzór zachodni.

Jednak teraz, po Monachium w 2007 roku – nie mylić z Monachium 1938 roku, bo to inna sytuacja, inni uczestnicy - nie ma żadnych wątpliwości. Po okresie względnej współpracy Rosji z Zachodem, Putin skręca w stronę ostrej rywalizacji. Rywalizacji już nie ideologicznej, ale geostrategicznej, ekonomicznej i dyplomatycznej. Wykorzystując osłabienie Ameryki i okres przejściowy – schyłek prezydentury Busha i podziały europejsko-amerykańskie – Putin wraca do XIX-wiecznego konceptu mocarstw i rywalizacji – o terytorium, o źródła energii, o dostęp do strategicznych miejsc na globie.

Wtedy Rosja rywalizowała – choćby na Bliskim Wschodzie – z Imperium Brytyjskim czy z Niemcami, dzisiaj – z supermocarstwem amerykańskim. I tu małe ostrzeżenie – owa rywalizacja skończyła się po kilkudziesięciu latach wybuchem konfliktu światowego w 1914 roku.

Jacek Stawiski, dyrektor ds. informacji RMF FM