W Czechach zlikwidowano siatkę szpiegowską, która pod przykrywką dwóch firm komputerowych działała w Pradze i w skład której wchodzili rosyjscy agenci z czeskim obywatelstwem - poinformował tygodnik "Respekt", powołując się na własne źródła. Siatka m.in. dokonywała ataków hakerskich.

REKLAMA

Autorem tekstu jest dziennikarz śledczy Ondrzej Kundra, tegoroczny laureat jednego z najważniejszych wyróżnień dla czeskich dziennikarzy - nagrody Ferdinanda Peroutki. Tematyką rosyjskich tajnych służb zajmuje się od lat.

Kundra napisał, że kulminacja działań czeskich służb przeciwko rosyjskiej siatce przypadła na początek ubiegłego roku. W tym czasie została zatrzymana grupa Rosjan, także tych, którzy w przeszłości uzyskali czeskie paszporty. Operacja przeciwko szpiegom z FSB (Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej) trwała kilka lat.

Zdaniem Kundry, kamuflaż dla grupy miały stanowić dwie prywatne firmy komputerowe w Pradze. Specjalistyczny sprzęt miał być do nich dostarczany samochodami z rosyjską rejestracją dyplomatyczną. Pracujący tam szpiedzy zajmowali się działalnością hakerską.

Według autora siatka współpracowała z podobnymi grupami w innych krajach. "Ataki prowadzili w sposób skoordynowany, także przeciwko celom za granicą" - napisał Kundra.

Powołując się na rosyjskie źródła Kundra twierdzi, że Rosjanie po zdemaskowaniu opuścili terytorium Czech. "Tymi, którzy maja czeskie obywatelstwo, nadal zajmuje się policja. Nikomu nie postawiono zarzutów, policja sprawdza, czy współpracując z obcym rządem nie dopuścili się zdrady" - napisał.

Zauważył, że "nie wiadomo, ile osób musiało wyjechać z Czech, ile zostało i czy nadal tutaj są". Przypomniał, że media wielokrotnie zwracały uwagę na fakt, że w przeszłości niektórzy Rosjanie dostawali obywatelstwo w niejasnych okolicznościach. Od 1993 r. obywatelami czeskimi zostało 4764 Rosjan. W 2018 r. mieszkało w Czechach 38 223 obywateli rosyjskich.

Według dziennikarza informacje o działaniach służb przeciwko grupie Rosjan trafiły do wiadomości publicznej po tym, gdy prezydent Milosz Zeman wielokrotnie krytykował Informacyjną Służbę Bezpieczeństwa (BIS), zarzucając jej, że przesadza w ocenie zagrożenia ze strony rosyjskich szpiegów.

Prezydent - przypomniał Kundra - twierdził, że nawet gdyby takie zagrożenie istniało, to BIS nie byłaby w stanie się mu przeciwstawić. "Znawcy kulis działania służb tłumaczą to staraniem urzędu prezydenta o pozbycie się niewygodnego dla Rosjan szefa BIS Michala Koudelki, co zmusiło tajną służbę do przynajmniej częściowego ujawnienia kart" - napisał Kundra.