Naukowcy i ekolodzy badają, co wywołało skażenie u wybrzeży Kamczatki i masową śmierć zwierząt morskich. Mowa jest o odpadach chemicznych, paliwie rakietowym ale też o działaniu samej przyrody. Nie do końca jednak wiadomo, na czym miałoby ono polegać.

REKLAMA

Oceniamy sytuację jako poważny wypadek ekologiczny. Można powiedzieć, że jest to klęska, dlatego że wszystko zaczęło się, według znanych nam danych, w połowie września, a źródło skażenia wciąż nie jest znane - powiedziała ekspertka rosyjskiego oddziału organizacji Greenpeace, Jelena Sakirko. Podkreśliła, że nie jest także jasne, czy skażenie nadal skądś się wydobywa.

Poszukiwanie odpowiedzi trwa od pierwszych dni października, gdy w internecie pojawiły się zdjęcia setek martwych zwierząt morskich na plaży Chałaktyrskiej w pobliżu głównego miasta Kamczatki, Pietropawłowska Kamczackiego. Wcześniej surferzy pływający na tych wodach skarżyli się na reakcje alergiczne. Naukowcy z Rezerwatu Kronockiego ogłosili 7 października, że w Zatoce Awaczyńskiej wykryli obumarcie organizmów zasiedlających dno morskie - bentosu - w około 95 procentach.

Władze Kamczatki biorą pod uwagę trzy wersje wydarzeń: skażenie toksynami wywołane działalnością człowieka, oddziaływanie środowiska naturalnego oraz podwyższony poziom aktywności sejsmicznej na dnie oceanu. Tę ostatnią wersję odrzucił jednak jeden z najbardziej znanych w Rosji wulkanologów Daniła Czebrow. Jego zdaniem nauka nie zna przypadków masowych skażeń nawet w trakcie bardzo silnych trzęsień ziemi. Wersję tę można wykluczyć - powiedział Czebrow niezależnej "Nowej Gaziecie".

Na Kamczatce pracują od pierwszych dni października działacze Greenpeace'u. Obserwują plamę i pianę na wodzie na wodach Zatoki Awaczyńskiej, w jednej z jej mniejszych zatok. Plama kieruje się na południe, ku regionowi wulkanów Kamczatki, obiektu Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Mikroglony... zabójcy?

Wśród wersji o naturalnej przyczynie skażenia wymieniane są mikroglony. W miejscu, gdzie masowo się one rozmnażają często dochodzi do spadku poziomu tlenu. Tam, gdzie na dnie jest niewielki parów znajdujemy ogromną ilość martwych organizmów - tłumaczył naukowiec Rosyjskiej Akademii Nauk Andriej Adrianow w telewizji państwowej Rossija 1.

Ekspertka Greenpeace'u zgadza się, że istnieją glony, które podczas kwitnienia mogą doprowadzić do śmierci organizmów morskich, ale - jak ocenia - nie w takiej skali. Argumentuje też, że zjawiska przyrodnicze są cykliczne, a więc, gdyby skażenie miało źródło w przyrodzie, powtarzałoby się. Jej zdaniem, teoretycznie możliwe jest skażenie ze składowiska znajdującego się pod wulkanem Kozielskim. U podnóża wulkanu zasypano około 108 ton pestycydów i odpadów chemicznych. O drugim możliwym źródle skażenia wielokrotnie pisały w ostatnim czasie rosyjskie media niezależne: obiekcie wojskowym w miejscowości Radygino. Składowano tam setki ton paliwa rakietowego i 20 tys. ton arsenu. Jednakże władze Kamczatki przekonują, że kontrola nie wykryła tam wycieku paliwa rakietowego.

Dotychczasowe badania wód wskazują na przekroczone stężenie produktów naftowych, fenolu i fosforanów. Na Kamczatce nie wykryto przekroczenia norm promieniowania, ani skażenia powietrza. Gubernator Kraju Kamczackiego Władimir Sołodow twierdzi, że nie znaleziono w pobranych próbkach śladów tosycznego składniku paliwa rakietowego - dimetylohydrazyny.

Działacze Greenpeace'u bardziej skłaniają się ku tezie, że katastrofa łączy się z działalnością człowieka, ale - jak zastrzegają - badają wszystkie wersje. Zamierzają porównywać wyniki z niezależnych laboratoriów z rezultatami badań innych instytucji, w tym państwowych.

Na pytanie o źródło skażenia według ekologów mogą odpowiedzieć badania martwego bentosu. Fakt, że organizmy te zginęły, świadczy o tym, że do skażenia doszło nie tylko na powierzchni, ale i w głębi wód. Greenpeace zebrał materiał, który zamierza przekazać do niezależnych laboratoriów w Moskwie i Petersburgu.